Videoton bez szans. Lech kroczy ku Europie

Lech Poznań niczym walec po asfalcie przejechał się po swoim przeciwniku w pierwszym meczu czwartej rundy eliminacji do Ligi Europy i wygrał zasłużenie 3:0. Zdecydowana przewaga była tak widoczna, że mistrzowie Polski nie powinni mieć problemów, by za tydzień przypieczętować awans do fazy grupowej.

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem austriackiego sędziego Oliviera Drachta, można było mieć uzasadnione obawy co do ogólnej dyspozycji zespołu „Kolejorza”. Zaliczający wpadki Lech, swoją grą tak zniechęcił swoich sympatyków, że na stadionie liczącym ponad 40 tys. miejsc zasiadło ledwie ponad 14 tys. kibiców. Los jednak chciał, że rywalem poznaniaków jest drużyna, przechodząca kryzys przez duże „K”. Jeszcze przed przylotem drużyny do Poznania, zwolniony został trener i dyrektor sportowy Videotonu, więc na ławce trenerskiej zasiadł asystent zwolnionego szkoleniowca.

Już początek spotkania zwiastował, że będzie to mecz ciekawy, z dużą ilością sytuacji bramkowych. Pierwszy celny strzał na bramkę Danilovicia oddał Karol Linetty w 3 minucie. Videoton odgryzł się minutę później, piłka wrzucona z rzutu rożnego spadła pod nogi Alhassane Somaha, który momentalnie zdecydował się na strzał, ale Burić popisał się nie tylko czujnością na linii, ale też ogromnym refleksem broniąc strzał napastnika gości. Po pierwszych 10 minutach było widać, że drużyna Lecha przewyższa zespół Videotonu co najmniej o klasę. „Kolejorz” od początku zepchnął drużynę z Węgier do defensywy zamykając rywali na ich własnej połowie. Goście w bordowych strojach próbowali jedynie kontrować po stratach piłki przez Lechitów. Taka sytuacja miała miejsce w 9 minucie, kiedy Szymon Pawłowski tracąc piłkę spowodował, że – szybki i bardzo niebezpieczny jak się później okazało – zawodnik z numerem 7, Adam Gyurcso znalazł się praktycznie sam na sam z Buriciem, ale ten na szczęście zbyt mocno „wypluł” piłkę przed siebie i szybko dopadł do niej bramkarz Lecha. Mistrzowie Polski swojego pierwszego gola strzelili w 11 minucie. Płaskie wrzucenie piłki w pole karne przez Douglasa przeciął Karol Linetty – który jak się okazało był najlepszym graczem meczu – i piłka wylądowała przy długim słupku, nie dając szans na obronę Daniloviciowi. Lechici chcieli podciąć skrzydła rywalom już w pierwszej połowie meczu i co jakiś czas oddawali groźne strzały w światło bramki Danilovicia. Strzelał Pawłowski i Lovrencsics. Zwłaszcza ten pierwszy miał dwie dogodne sytuacje, które zmarnował. Ze strony rywali najbardziej dawał się we znaki obronie Lecha, Adam Gyurcso, szybki, zwinny i z mocnym strzałem sprawdzał czujność Buricia. Raz mocnym uderzeniem za pola karnego popisał się Adam Simon, ale bramkarz Lecha w tym spotkaniu był nie do pokonania. W pierwszej części spotkania podwyższyć mógł jeszcze Kaspar Hamalainen, który oszukał obrońcę Videotonu po czym strzelił, ale piłka odbiła się rykoszetem i trafiła wprost w bramkarza.

W imię polskiego porzekadła „co się wlecze to nie uciecze” w drugiej połowie Lech dokonał tego co nie udało się zrobić w pierwszych 45 minutach. Chociaż początek drugiej części był jak deja vu z pierwszej części spotkania, sytuacje pod jedną i drugą bramką były w początkowych minutach drugiej połowy. W 57 minucie gry padła druga bramka dla „Kolejorza”. Przepięknym dośrodkowaniem piłki w pole karne popisał się Lovrencsics, do futbolówki wyskoczył Denis Thomalla i strzałem głową skierował piłkę do bramki, która po drodze odbiła się od słupka i bramkarza Videotonu. Po raz trzeci „pajęczynkę” ściągnął Łukasz Trałka, po wrzutce Szymona Pawłowskiego. Kapitan Lecha był bardzo aktywny w ofensywie i widać było u niego głód zdobywania goli, ostatniego gola strzelił bowiem dwa lata temu w meczu ligowym z Koroną Kielce. Wynik mógł być znacznie większy niż 3:0, ale po strzale Pawłowskiego piłka o centymetry przeleciała nad bramką Danilovicia. Videoton nie zdołał już zagrozić bramce Lecha do końca spotkania. Przed rewanżem sprawdziły się założenia Skorży o wyrobieniu jak największej przewagi. Martwić jedynie może kolejna kontuzja jakiej nabawił się Marcin Robak, który spędził po wejściu na boisko niecałe 10 minut. Wygląda na to, że uraz wyeliminuje napastnika na dłuższy okres.