Naukowcy: konsekwencje wstrzymania prac w laboratoriach odczujemy w przyszłym roku

Na niektórych uczelniach zupełnie wstrzymano prace w laboratoriach, w innych mocno je ograniczono w związku z epidemią koronawirusa. Konsekwencje takich decyzji naukowcy odczują za pół roku lub później, m.in. w postaci mniej licznych publikacji naukowych – mówią badacze.

W związku z rozprzestrzenianiem się epidemii koronawirusa w naszym kraju minister nauki zdecydował o zawieszeniu zajęć na uczelniach od 12 marca. Oprócz wykładów czy ćwiczeń odwołano również zajęcia w laboratoriach i inne formy dydaktyki. Od połowy marca do końca maja uczelnie w Polsce niemal zupełnie opustoszały. W bardzo ograniczonym zakresie funkcjonowała w nich administracja.

Jednak nie wszyscy naukowcy opuścili uczelnie.

“Staraliśmy się utrzymać większość wieloletnich doświadczeń opartych o hodowle roślinne lub zwierzęce. Straty związane z ich zarzuceniem byłyby olbrzymie, nie do odrobienia. Tak było zwłaszcza w przypadku takich grantów, które trwały trzy lata, a hodowle i przygotowania zajęły np. 2 lata i właśnie w marcu czy kwietniu miały one się zakończyć lub stać się punktem wyjścia do właściwych badań”

– prof. Przemysław Wojtaszek, dziekan Wydziału Biologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Eksperymenty i badania na UAM jednak spowolniły, a w części zostały zawieszone. Kontynuowano hodowlę i krzyżowanie roślin, czy też wieloletnią hodowlę ryb niezbędną do analiz behawioralnych i ewolucyjnych. W pracach nie mogli brać udziału studenci ani doktoranci – zaznacza prof. Wojtaszek. W laboratoriach przebywali wyłącznie pojedynczy naukowcy – i to tylko wtedy, gdy ich obecność była absolutnie niezbędna. Została ona uzasadniona zarządzeniem rektora uczelni jako “utrzymanie procesów funkcjonowania uniwersytetu”. Naukowcy mogli wejść na teren Wydziału Biologii tylko po uzyskaniu pozwolenia dziekana. Wybrani naukowcy dokarmiali organizmy w hodowlach i je obserwowali.

“Każdorazowo zachowywano reżim sanitarny. Naukowcy byli zobowiązani do noszenia maseczek, rękawiczek, zachowania odpowiedniego dystansu między sobą i częstej dezynfekcji rąk”

– opowiada prof. Wojtaszek

Dziekan podkreśla z zadowoleniem, że organizacje przyznające granty (m.in. Narodowe Centrum Nauki czy Fundacja na rzecz Nauki Polskiej) zgadzają się na przedłużenie terminów realizacji projektów, co być może pozwoli na nadgonienie opóźnień w badaniach doświadczalnych.

Obecnie do laboratoriów Wydziału Biologii UAM stopniowo wracają doktoranci. “Ich wiedza bywa nieoceniona a umiejętności, choć wyspecjalizowane, są niezbędne do prowadzenia badań z sukcesem. Tak jest na przykład w eksperymentach prowadzonych na niesporczakach” – podkreśla.

Podobne problemy dotyczą uczelni i instytucji naukowych na całym świecie. Obostrzenia z prowadzeniem badań dotknęły również CERN (Europejską Organizację Badań Jądrowych), gdzie znajduje się m.in. Wielki Zderzacz Hadronów. Od 20 marca na miejscu pracuje nie jak do tej pory kilka tysięcy osób, ale 300 i są to osoby zajmujące się głównie zapewnieniem bezpieczeństwa infrastruktury. Fizycy analizujący dane płynące z akceleratora w pewnym stopniu mogą jednak pracować zdalnie – wynika z informacji zawartych w “CERN Journal”.

Z kolei na początku czerwca w tygodniku “Nature” w tekście nt. problemów naukowców pracujących w laboratoriach przytoczono informację podaną przez kanadyjskiego mikrobiologa z Montrealu. Po powrocie do laboratorium okazało się, że nie działa jedna z zamrażarek, w której były próbki. Nie wiadomo, czy będą nadawały się do dalszych badań. Inny badacz, neurobiolog, tym razem z amerykańskiego ośrodka – wyraził wątpliwość, czy po dłuższej przerwie będzie można z powodzeniem kontynuować badania na specjalnie wytrenowanych w tym celu myszach.

Naukowcy uważają, że konsekwencje niemal całkowitego lockdownu laboratoriów na uczelniach będą widoczne dopiero za pół roku, albo i później.

“Nie ma eksperymentów – to nie ma nowych wyników. Zatem trudno jest napisać artykuł oparty o prace w laboratoriach”

– podsumowuje prof. Wojtaszek

Naukowcy pracujący w laboratoriach sygnalizują też, że prawdopodobnie czekają ich problemy z zaopatrzeniem w sprzęt ochronny – maski czy rękawiczki oraz odczynniki chemiczne. Takie sygnały docierają od niektórych badaczy z terenu Polski, czy innych krajów, np. USA. W przypadku dostępności, środki te są niejednokrotnie kilkukrotnie droższe niż przed pandemią.