Szpitale obawiają się ewentualnego zwiększenia zadłużenia

Szpitale mogą dostać z Narodowego Funduszu Zdrowia zaliczki na poczet przyszłych zabiegów i badań, które teraz wstrzymały, zgodnie z zaleceniami rządu. Jednak, jak podaje Prawo.pl, placówki medyczne zgłaszają obawy, że nie będą w stanie przeprowadzić w drugiej połowie roku tylu operacji, a wówczas pieniądze do Funduszu trzeba będzie zwracać.

Według portalu Prawo.pl w czasie trwającej epidemii szpitale co miesiąc otrzymują stały ryczałt, na poziomie finansowym ustalonym jeszcze w ubiegłym roku. Poza ryczałtem szpitale podpisały wcześniej kontrakty, w ramach których dostawały pieniądze za określoną liczbę wykonanych zabiegów – np. usunięcia zaćmy czy wszczepienia endoprotezy biodra. Na czas epidemii te ostatnie, zaplanowane zabiegi, rząd nakazał wstrzymać.

Prawo.pl przypomina, że w kwietniu minister zdrowia postanowił, że szpitale mogą dostać 1/12 pieniędzy z kontraktu, o ile wstrzymały wykonywanie świadczeń – bo taki był nakaz sanepidu lub rządu. Pieniądze mają być formą zaliczki na poczet usług, które placówki medyczne wykonają, gdy obostrzenia zostaną zdjęte.

„Nie wiem, czy wiele szpitali będzie w stanie nadgonić później prace. Wąskim gardłem może okazać się blok operacyjny, w grafiku którego nie zmieścimy wszystkich zabiegów. Boimy się, że te zaliczki do NFZ trzeba będzie zwracać”

– powiedział cytowany przez portal prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej

Ekspert poinformował również, że samorząd lekarski zaalarmował prezesa NFZ i ministra zdrowia, zwracając uwagę na problem szpitali, które mogą popaść w jeszcze większą zapaść finansową, bo także z przyczyn niezależnych od siebie – nie będą w stanie wykonać usług medycznych.

„Mamy odpowiedź, że minister dostrzegł problem i zajmie się nim. Bo teraz poszczególne oddziały NFZ różnie podchodzą do zapisów rozporządzenia i faktycznie może być tak, że pieniądze trzeba będzie zwracać, a szpitale będą się zadłużać jeszcze bardziej”

– zaznacza prof. Matyja