Sytuacja miała miejsce w poniedziałek, w rejonie ul. Bystrej na poznańskiej Starołęce. Podczas patrolu strażnik rejonowy zauważył duże nielegalne wysypisko odpadów. Śmieci leżały na nieogrodzonej działce.
Po przejrzeniu odpadów, funkcjonariusz szybko ustalił do kogo należą – w workach znajdowały się m.in. dokumenty wskazujące adres działalności gospodarczej.
Strażnik udał się na miejsce, by porozmawiać z właścicielem firmy. Tymczasem mężczyzna przyznał, że są to jego śmieci, ale… nie on je tam wyrzucił. Jak powiedział, przekazał je „nieznanej osobie”, która miała je „legalnie usunąć”. Takie tłumaczenie nie spowodowało jednak uniknięcia kary.
Mężczyzna otrzymał mandat w wysokości 500 złotych, jednak nie za zaśmiecenie, a za przekazanie odpadów osobie niemającej regulowanej zgody na odbiór, transport i utylizację odpadów.
Co więcej, gdy na drugi dzień śmieci uprzątnęła firma z wymaganymi przepisami, to właśnie on został obciążony kosztami.