Depresja to problem nie tylko osób dorosłych. Jak radzić sobie z depresją dziecka?

W świecie zaburzeń psychicznych nie łatwo się odnaleźć. Chociaż tworzy się klasyfikacje psychiatryczne, spisuje objawy, diagnozy są coraz bardziej precyzyjne, każda depresja, tak jak i człowiek – jest inna. Coraz częściej dotyka także dzieci.

Kiedy członek rodziny zmaga się z problemami psychicznymi, uwaga wszystkich koncentruje się głównie na nim. Zapomina się często o tym, że to, co się dzieje wpływa na całą rodzinę. Wsparcia potrzebują również rodzice, którzy chcąc zatroszczyć się o swoje dziecko, zapominają wielokrotnie o siebie i swoich potrzebach. Czują, że powinni tak samo cierpieć. A jeśli to jeszcze bardziej pogłębia wycofanie młodego człowieka? A jeśli to sprawia, że sami wpadają w sidła problemów psychicznych? A jeśli jest to wzajemnie nakręcająca się spirala? Fundacja CISZUM postanowiła “odkręcić” tę spiralę, przerywając milczenie.

Beata Bąbka, w ramach projektu Sprawa Na Tak, rozmawiała z panią Agatą, która opowiedziała, jak to jest być mamą chłopca, który zmaga się z depresją. Depresją, która nie pozwala wyjść z łóżka, cieszyć się, żyć. 

Beata B.: Agato, zdecydowałaś się na udział w projekcie „Sprawa Na Tak”, którego celem jest wsparcie zdrowia psychicznego nastolatków, młodych dorosłych i ich bliskich. Na czym polega Twoja rola?
Agata: Moim zadaniem jest współprowadzenie grup wsparcia dla przyjaciół i rodzin tych, którzy doświadczają zaburzeń psychicznych. Działania podejmowane w tym projekcie są niezwykle ważne. Osoby, które opiekują się zmagającymi się z problemami, często wcale nie myślą o sobie. Ten projekt pokazuje: Ty też jesteś ważny! Przewraca wszystko do góry nogami, pokazuje właściwe relacje: tutaj jest chory, tutaj jestem ja. Dotychczas chyba nie było czegoś takiego. I to jest takie zintegrowane zajecie się wszystkim. Jeśli dziecko nie będzie chciało skorzystać z pomocy, to jego bliski ma taką szansę. My jesteśmy tak samo ważni, jak ci, którzy chorują. Nie musimy żyć w nieustannym ucisku, poświęcać się, cierpieć, chorować tak samo jak nasze dziecko. Możemy działać, na własną rękę.

Beata B.: Rodziny są bardzo często zagubione, nie wiedzą od czego zacząć…
Agata: Mój nauczyciel od malarstwa mówił tak: “Jeśli malując obraz, macie przed sobą pustą przestrzeń i nie macie pojęcia, jak ją zagospodarować, namalujcie cokolwiek. Nie stójcie przed pustą przestrzenią. Zamalujcie to na jakikolwiek kolor i zobaczcie, jak wówczas zmieni się sytuacja.”

Beata B.: Za tym pewnie kryją się różne działania, z poszukiwaniem wsparcia włącznie. Jak to przebiegało u Ciebie? Co dla ciebie było najbardziej pomocne?
Agata: Kiedy zmagałam się z różnymi problemami, nie wiedziałam, gdzie mogę szukać wsparcia. Najbardziej pomocne dla mnie były wtedy spotkania z przypadkowymi ludźmi, którzy opowiadali mi o swoich trudnych doświadczeniach. Okazywało się wtedy, że nie jestem z tym sama,  że są ludzie którzy mają podobne problemy. Opowiadali o tym, w jaki sposób sobie radzą albo o tym, że rozwiązali problem, a teraz ich życie toczy się zdecydowanie lepiej. To było zawsze takie pokrzepiające… Czasem masz wrażenie, że wszyscy mają się dobrze i tylko ty masz poważne kwestie do rozstrzygnięcia. Tym bardziej, kiedy twoje najbliższe otoczenie cię nie rozumie. Wszyscy dorośli lubią chwalić się swoimi dziećmi: „a moje dziecko to osiąga takie sukcesy”, nikt nie mówi o problemach. Każdy pokazuje to dziecko z jak najlepszej strony. A ty masz gigantyczny problem i zamiast uzyskać wsparcie, odnosisz wrażenie, że twoje otoczenie Cię atakuje. Rodzina mówi „zrób coś z tym dzieckiem”, „czemu nic nie robisz”, „czemu nie zaprowadzisz go do szkoły”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ludzie atakowani ze wszystkich stron, zaczynają atakować również siebie.

Beata B.: A ty atakowałaś siebie?
Agata: Nie, nie atakowałam siebie, ale zaczęłam zastanawiać się nad tym czy robię coś nie tak, skoro w mojej rodzinie dzieje się coś złego. Dlaczego więc to ja mam problem? Czasem odnosiłam też wrażenie, że ludzie odbierają mi prawo do bycia szczęśliwą.

Beata B.: Jeśli twój syn zmaga się z problemami, to nie masz prawa być szczęśliwa?
Agata: Tak, dokładnie. A co ty taka zadowolona? Ty masz takie problemy. Nie interesują cię problemy Twojego dziecka?

Beata B.: To jaką Ty jesteś matką!
Agata: Właśnie, jaką jesteś matką?! Jak możesz gdziekolwiek wyjeżdżać, kiedy twój syn ma takie problemy? Wychodzili z założenia, że powinnam siedzieć w domu i się zamartwiać. Nie jest trudno wzbudzić w rodzicach poczucie winy i w konsekwencji odbierać sobie prawo do bycia szczęśliwym. Musimy pamiętać nie tylko o odpowiedzialności za dziecko, ale też musimy czuć się odpowiedzialni za samych siebie. Trzeba oddzielić życie własne od życia swojego dziecka, nie przejmować na siebie jego problemów.

Beata B.: Czyli interesujesz się problemami swojego dziecka, ale jednocześnie nie zapominasz w tym wszystkim o sobie. Jeśli twoje dziecko ma depresje, nie oznacza, że ty też masz mieć depresję.
Agata: Tak, dokładnie. Masz prawo do bycia szczęśliwym pomimo tego, że twoje dziecko ma depresję. Dziecko cię obserwuje. Jeśli nie masz swojego życia, to co wówczas to dziecko ma zaobserwować, do czego się odnieść? Jeśli dostrzega ciebie w depresji, to jak samo ma z niej wyjść?  

Beata B.: Zacznijmy od początku, kiedy zaczęły się problemy…
Agata: Wszystko zaczęło się o od problemów w szkole. Patryk przestał do niej chodzić, otrzymywał słabe oceny. Próbowałam ratować sytuację, mobilizować. Przytoczę przykładową rozmowę: „Patryk, nauczyciel powiedział, że zdasz do następnej klasy, ale musisz wykazać zainteresowanie tym przedmiotem. Patryk: „Mamo, ja nie będę wykazywać zainteresowania przedmiotem, który mnie nie interesuje”. Odpowiadam: „Dobrze, Patryk, ale chodzi tutaj o to, żebyś zdał do następnej klasy.” Patryk: „Ale po co ja mam zdawać do następnej klasy? Czy chodzi o oceny, czy o to, żebym był mądry?” Tak ze mną rozmawiał. Nie wiedziałam, jak mam do niego trafić. Dziesięć jedynek z plastyki. Nauczyciel mówi: „On nie oddaje prac.” Rozmawiam z moim synem: „Patryk dlaczego nie oddajesz prac z plastyki?” Patryk: „A co ja mam zrobić przez 45 minut? Przez 45 minut to ja mogę najwyżej wymyślić koncepcję.”- „Patryk! Nie zdasz z plastyki! Po prostu wybierz jakąś koncepcję i coś narysuj! Cokolwiek! Po prostu oddaj pracę nauczycielce.” Patryk: „Ale co Ty chcesz, żebym ja robił rzeczy niechlujnie?”

Beata B.: Rozumiem, że pojawiały się takie zachowania, które trudno ci było zrozumieć.
Agata: On miał bardzo trudną sytuację, był zagrożony z 5 przedmiotów. Zwróciłam się do niego: „Patryk, nie mam siły już ciebie zmuszać. Masz dwa dni na podjęcie decyzji: albo zostajesz w następnej klasie i będziesz musiał jeszcze raz przechodzić przez to wszystko, albo zmobilizujesz się, zaliczysz wszystkie przedmioty i masz skończone gimnazjum.” Zastanawiał się przez dwa dni. Oczywiście istniało też zagrożenie, że nie zaliczy wszystkich przedmiotów, pomimo nauki i przygotowań. Po jakimś czasie przyszedł do mnie i powiedział: „Podjąłem decyzję. Zdam do tej następnej klasy.” Tak też się stało.

Beata B.: W której klasie był wtedy?
Agata: W trzeciej gimnazjum. Był to dla niego ogromny wysiłek, którego konsekwencje dopiero miały nastąpić. W liceum ponowni załamał się psychicznie. Dwa lub trzy lata leżał w łóżku. Wyglądał tak, jakby był śmiertelnie chory. Rodzice zwykle mówią: „Moje dziecko też ma depresję, nie wychodzi z pokoju.” A ja odpowiadam: Tak? A co robisz ze szkołą? – „A do szkoły chodzi, bo musi.” Czasem jest tak źle, że nawet wyjście z pokoju jest nie lada wyczynem, a wyjsice z domu przeszkodą nie do pokonania…

Beata B.: Czułaś złość?
Agata: Nie byłam zła. Nie można być złym na kogoś, kto ma gigantyczne problemy ze sobą. Widzisz cierpienie własnego dziecka. Dodatkowo wszyscy wokół wprowadzali chaos, wygłaszając swoje „życiowe rady”. W pewnym momencie Patryk powiedział: „Dajcie mi wszyscy święty spokój”. Wtedy zaczął się dla nas czas ciszy, odcięłam się od wszystkich zewnętrznych doradców, szukałam rozwiązań, ale bez narzucania ich mojemu synowi. Starałam się uspokoić emocje, zaczęłam obserwować swoje reakcje, zajęłam się sobą. Zatrzymałam się po to, by przyjrzeć się problemowi. Czytałam książki o wychowaniu i zastanawiałam się, dlaczego znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Po jakimś czasie Patryk przychodzi do mnie i mówi: „Mamo, nie poradzę sobie sam, potrzebuję psychologa”. To był moment, kiedy on sam podjął decyzję. Potrzebowaliśmy tego czasu dla siebie, ja i mój syn.

Beata B.: Odpuściłaś nie tylko sobie, ale również Patrykowi.
Agata: Każdy jest odpowiedzialny za swoje życie. To jest bardzo trudne do zrozumienia i zaakceptowania, zwłaszcza dla matek. Chcemy być odpowiedzialne za nasze dzieci i jeśli są one nieszczęśliwe, chcemy im pomóc, koncentrujemy się głównie na nich, a powinnyśmy pamiętać również o sobie. Trudno jest odciąć się od dziecka, które ma problem, ale my nie możemy żyć za nasze dziecko. My musimy temu dziecku pozwolić samodzielnie żyć.

Beata B.: Czy Patryk jako dziecko miał jakieś problemy zdrowotne?
Agata: Mój syn urodził się z niedotlenieniem mózgu. Specjaliści podejrzewali, że syn będzie niesprawny fizycznie i psychicznie. Patryk jednak bardzo dobrze się rozwijał, nawet lepiej niż inne dzieci.

Beata B.: Czy otrzymywałaś jakieś uwagi odnośnie zachowania syna, kiedy był w przedszkolu?
Agata: Pani przedszkolanka stwierdziła, że Patryk się dziwnie zachowuje. Wszystkie dzieci są w grupie, a on jest sam, zamyślony, patrzy przed siebie. Jako 5-latek pytał: „Mamo, po co my właściwie żyjemy? Tak naprawdę, to ja nie chcę żyć”. Mówił to, będąc jeszcze w przedszkolu. Patryk wykazywał jeszcze inną nadwrażliwość. Zimą nie chciał się ubierać, przeszkadzało mu ubranie. Nie chce jeść, on bardzo mało je. Kiedyś myślałam, że po prostu nie smakują mu potrawy. A Patryk wyjaśnił, że nie może znieść tego uczucia, kiedy ma jedzenie na języku, konsystencji pokarmu.

Beata B.: To było dla niego nieprzyjemne?
Agata: Cały czas jest.

Beata B.: Czyli jedzenie nie sprawia mu przyjemności?
Agata: Gdyby nie musiał, to pewnie nic by nie jadł.

Beata B.: Czy jest coś, co teraz sprawia mu przyjemność?
Agata: Nie. To jest właśnie problem, bo nic mu nie sprawia przyjemności.

Beata B.: Jak teraz czuje się Patryk? Co się z nim dzieje ?
Agata: Nadal nie jest z nim dobrze. Nie skończył liceum, ostatnio stracił pracę. Nie ma żadnej pasji, choć podejmuje różne działania, aby ją znaleźć.

Beata B.: A Ty robisz coś w związku z tym?
Agata: Szukam rozwiązań, rozmawiamy. Nie zawsze tak było. Na początku wychodził z założenia, że ze mną nie da się rozmawiać. Ale przyszedł taki moment, kiedy zaczęliśmy się lepiej dogadywać. Teraz pyta mnie o zdanie w różnych kwestiach. Wydaje mi się, że gdybym wiecznie użalała się nad sobą i całe życie poświęciła tylko jemu, to on nie widziałby we mnie autorytetu.

Beata B.: Twoje zdanie  jest dla niego ważne, skoro o nie pyta.
Agata: Przeprowadziliśmy wiele rozmów, często bardzo trudnych, na przykład odnośnie jego przekonań na temat świata, że jest zły, że życie nie ma sensu. Próbowałam wyjaśnić mu, skąd biorą się te przekonania, że to wytwór jego umysłu, że ona sam ocenia wydarzenia i świat. Tak jak dwie osoby leżące na plaży. Jedna stwierdzi: “Cudownie!”, druga: “Trzeba było jechać w góry. Nudno. Gorąco…”

Beata B.: Na koniec chciałabym, żebyś opowiedziała przypowieść o ruskim chłopie…  
Agata: Pewien chłop miał konia. Sąsiedzi mówią: „Ale masz szczęście, masz konia!”, a chłop odpowiada: „Może tak, a może nie”. Minęło kilka dni, koń uciekł, sąsiedzi przychodzą i mówią: „O Boże! Jakie nieszczęście!” A chłop na to: „Może tak, a może nie”. Po jakimś czasie koń wrócił i przyprowadził ze sobą drugiego konia. Sąsiedzi: „Ty to masz szczęście, masz teraz dwa konie”. Chłop mówi: „Może tak, a może nie”.  Syn chłopa, próbując okiełznać konia, spadł z niego i złamał nogę, przez co nie mógł pracować. Wydarzenia te komentują sąsiedzi: „Teraz to dopiero masz nieszczęście”. Chłop na to odpowiada: „Może tak, a może nie”. Następnego dnia pojawiło się wojsko rosyjskie, które zwerbowało wszystkich młodych mężczyzn do wojska, ale pozostawili jedynie syna chłopa, ponieważ miał złamaną nogę. Tak więc, może tak, a może nie… Jeśli dzieje się w twoim życiu coś trudnego, nie prognozuj katastrofy… Możesz stwierdzić: Może tak, a może nie…