Szok, niedowierzanie, zdenerwowanie, skandal – to najczęściej wypowiadane słowa w kontekście spotkania rezerw Kolejorza z Kotwicą Kołobrzeg. Przy stanie 3:2 dla poznańskiej drużyny, w doliczonym czasie gry, arbiter podyktował rzut karny dla gospodarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była to kara za faul, którego… nie było. Co więcej, przewinienia można prędzej dopatrzyć się u zawodnika Kotwicy niż Lecha.
Na nagraniach zarejestrowanych podczas meczu wyraźnie widać, jak piłkarz gospodarzy wpada na Lechitę, Jakuba Kamińskiego i ostentacyjnie pada na murawę. Sędzia Mariusz Korpalski wskazał na “wapno” przyznając rzut karny Kotwicy.
Kibice i sztab szkoleniowy, a także eksperci i komentatorzy nie mają wątpliwości – faulu nie było, a jeśli można dopatrzyć się przewinienia w sytuacji, to tylko ze strony zawodnika, który wpadł na Lechitę, a nie odwrotnie.
Po spotkaniu trener Rafał Ulatowski przyznał, że słysząc gwizdek sędziego wszyscy byli przekonani, że to “faul dla Lecha” i nikt nie spodziewał się rzutu karnego dla Kotwicy.
Sprawę skomentował również na swoim Twitterze rzecznik prasowy Lecha Poznań, Maciej Henszel.
Drużyna rezerw Lecha Poznań na dwie kolejki przed końcem sezonu jest liderem grupy II, mając czteropunktową przewagę nad KKS 1925 Kalisz oraz Radunią Stężyca.
Jeżeli drugiej drużynie Kolejorza uda się wywalczyć awans, Lech Poznań będzie jedyną drużyną Lotto Ekstraklasy posiadającą drugi zespół na trzecim szczeblu rozgrywkowym.