Gdy Poznań, a także inne polskie miasta próbowały walczyć z klubami go-go działającymi w historycznych częściach miasta, wśród argumentów podawano m.in. negatywny wpływ na prestiż miast oraz uporczywe nagabywanie klientów przez hostessy.
Dziewczyny stojące w okolicach klubów zapraszały przechodzących panów do wejścia do lokalu. Według włodarzy miejskich było to „uporczywe nagabywanie”. Tymczasem, w ostatnich miesiącach trudno jest przejść po płycie Starego Rynku, by nie być „zaczepianym” przez osoby zachęcające do wejścia do poszczególnych restauracji. Czy to nie stanowi problemu?
Dawniej osoby z restauracyjnym menu zwykle stały w rejonie ogródków letnich i zachęcały do wejścia osoby przechodzące tuż obok. W ostatnich miesiącach restauratorzy przeszli dalej. Teraz osoby te potrafią wyjść nawet pod sam Ratusz czy Odwach, by zatrzymać przechodniów.
Rzeczywiście, trudno nie zauważyć zdecydowanego wzrostu intensywności działań restauracji, a także coraz większej nachalności ze strony „naganiaczy”.
Czy oznacza to, że „nagabywanie” dotyczy jedynie jednej dziedziny usług oferowanych na Starym Rynku? Część przechodniów, których zapytaliśmy o sytuację przyznała, że działania restauracji są natarczywe i ich zdaniem negatywnie wpływają na wizerunek miasta. Większość przyznała, że takich osób “jest po prostu za dużo” i osoby z menu restauracyjnym spotkać można o wiele częściej niż hostessy z klubów nocnych, przez co spacer robi się “męczący”. Przechodnie obawiają się także, że gdy pojawią się ogródki letnie, problem jeszcze bardziej się nasili.