Chodźmy do Pfitznera!

W pierwszej połowie XIX w., polscy mieszkańcy Poznania, w dziedzinie handlu, wyraźnie ustępowali Prusakom. Jednak dzięki wytrwałej pracy, oszczędności i solidności, wkrótce stali się poważną konkurencją dla swych niemieckich sąsiadów. Wzorem takiego polskiego przedsiębiorcy był Antoni Pfitzner.

Pierwsze kroki przyszłego mistrza

Antoni Pfitzner urodził się 19 września 1826 r. na poznańskiej Śródce w rodzinie o korzeniach bamberskich. Wcześnie stracił ojca, a matka z braku środków na edukację syna w gimnazjum, wysłała go do nauki zawodu. Na praktykę przyjął go Szwajcar Rudolph Vasalli, właściciel cukierni przy Starym Rynku. Młody Antoni początkowo wykonywał prace porządkowe: sprzątał lokal, mył naczynia i palił w piecu, a później obsługiwał gości i uczył się zawodu cukiernika. Widać szybko połkną cukierniczego bakcyla, bowiem wkrótce wyruszył w podróż kształceniową, zgłębiając tajniki zawodu w innych miastach. Zdobywał doświadczenie pracując w cukierniach Wrocławia, Berlina i Warszawy.

Dzięki własnym oszczędnościom oraz pomocy kanonika gnieźnieńskiego Antoniego Dyamenta, krewnego matki, Pfitzner otworzył swą pierwszą cukiernie przy ulicy Wrocławskiej, pod dawnym numerem 14. Mimo skromnych początków, nazwisko Pfitzner wkrótce stało się sławne, a klientów nie brakowało. Cukiernik zawdzięczał to swym talentom i profesjonalnej obsłudze klientów. Pfitzner oferował swym gościom pączki, rogale świętomarcińskie, torty, czekoladki, praliny, ciasta, a nawet lody. Przed świętami można było w niego nabyć mazurki, baby, strudle, itd. Wkrótce poszerzył asortyment o wina, likiery i syropy.

Będąc już znanym i uznanym przedsiębiorcą, Pfitzner poślubił w 1853 r. Kamilę Kosińską, córkę Józefa, byłego kapitana wojsk Księstwa Warszawskiego. Zgromadzony przez lata majątek pozwolił mu kupić kamienicę przy Starym Rynku 6 wraz z cukiernią, należącą wcześniej do jego pierwszego pryncypała, Vasalliego. Pfitzner przebudował piwnicę, urządzając w niej skład wina i winiarnię.

Lokal przy Starym Rynku 6

Na brak klientów pan Antoni nie mógł narzekać. Zawdzięczał to przede wszystkim stale poszerzającemu się asortymentowi ciast, ciastek, czekoladek, konfitur, tortów itd. Nie tylko jednak wyroby cukiernicze Pfitznera przyciągały klientów. Wkrótce przedstawiciele poznańskich elit, niezależnie od narodowości, zakosztowali w winach węgierskich sprowadzanych przez Pfitznera z Tokaju i okolic. Aby obniżyć koszty, pan Antoni postanowił unikać pośredników i sam wyprawiał się na Węgry po wino. Mało tego, zachęcony zyskami płynącymi z handlu węgrzynem w Poznaniu, sam kupił winnicę w okolicach miasta Mád pod Tokajem i założył tam własną wytwórnię wina. W uznaniu zasług, Pfitzner został mianowany przez kurię arcybiskupią głównym dostawcą wina mszalnego, co nie tylko zwiększyło zyski przedsiębiorcy, ale jeszcze bardziej podniosło jego renomę. W swej winiarni handlował nie tylko winami węgierskimi. Obserwując wzrastający popyt na wina francuskie, włoskie, hiszpańskie i niemieckie, Pfitzner sprowadził także wina z tych regionów Europy, oferując przy okazji m.in.: wódkę gdańską, rum z Jamajki i francuskie koniaki.

Wzór poznańskiej przedsiębiorczości

Tajemnicą sukcesu Antoniego Pfitznera i jego cukierni była jakość oferowanych wyrobów, ich stosunkowo niska cena oraz umiejętność szybkiego reagowania na potrzeby rynku i zmienne gusta klientów. Pfitzner, jak podkreślają współcześni, był osobą bardzo uprzejmą dla wszystkich gości, bez względu na status społeczny, czy narodowość. Zawsze znalazł czas na chwilę rozmowy ze stałymi bywalcami lokalu. Pfitzner nie żałował pieniędzy na rozwój swojej firmy. Wiedział, że reklama jest „dźwignią” handlu, więc regularnie zamieszczał duże anonse we wszystkich najważniejszych poznańskich czasopismach.

Choć, jak wspomniałem, lokal Pfitznera był dostępny dla wszystkich, to szybko stał się ulubionym miejscem spotkań polskiej inteligencji. W częstych, nierzadko burzliwych dyskusjach, brał udział sam właściciel, który każdą wolną chwilę wypełniał lekturą. Polacy uznawali kupowanie wyrobów Pfitznera za swój patriotyczny obowiązek. Sam cukiernik także chętnie włączał się w nurt pracy organicznej. Należał do grona współzałożycieli założonego w 1849 r. Towarzystwa Przemysłowego, zajmującego się podnoszeniem wiedzy poznańskich kupców i rzemieślników. W 1850 r., wspólnie z Tytusem Działyńskim, współorganizował pierwszą polską wystawę rolno-przemysłową w pałacu Działyńskich na Starym Rynku. Był także aktywnym działaczem Towarzystwa Pożyczkowego dla Przemysłowców Miasta Poznania, które powstało w 1861 r., a później przekształciło w Bank Przemysłowców.

Z ogromnym bólem przyjęto więc wiadomość o śmierci Antoniego Pfitznera 2 października 1887 roku. Na pogrzeb tego wybitnego cukiernika, handlowca i działacza społecznego przyszły setki poznaniaków. Pfitzner spoczywa na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan na Wzgórzu św. Wojciecha. Do dziś zachowała się fotografia przytwierdzona do grobu Pfitznera.

Antoni Pfitzner, to najlepszy przykład człowieka, który do wszystkiego doszedł własną pracą i odniósł sukces w swej dziedzinie. Pod tym względem przypominał Karola Marcinkowskiego, Hipolita Cegielskiego i Romana Maya.