Tragiczny kurs na trasie Poznań – Leszno. Mija 71 lat od strzelaniny na dworcu w Lesznie

Dziś mija 71 lat od strzelaniny do jakiej doszło między polskimi i radzieckimi żołnierzami na dworcu kolejowym w Lesznie. Przyczyną była próba uwolnienia Polki, która miała zostać porwana przez Armię Radziecką i z Poznania wywożona do Leszna.

Historia ma swój początek na trasie kolejowej Poznań – Leszno. Feliks Lis, jadący w przedziale z żołnierzami radzieckimi oraz kobietą, miał otrzymać od tej ostatniej wiadomość, że została porwana przez wojskowych.
 
Zofia Rojuk szeptem zwróciła się do Lisa o pomoc mówiąc, że została wysiedlona, a następnie sprzedana przez męża Rosjanom za… butelkę wódki. Jej dziecko miało zostać porzucone przez armię radziecką na stacji.
 
Na stacji Poznań Dębiec Lis poinformował o sprawie obsługę pociągu oraz dyżurnego ruchu. Po drodze, zarówno konduktorzy, jak i funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei próbowali przekonać żołnierzy do uwolnienia kobiety. Gdy jednak nie przynosiło to skutku, poinformowano o sytuacji stację końcową, czyli Leszno.
 
W Lesznie sytuacja się zaogniła – Rosjanie mieli grozić bronią próbującemu podjąć dialog policjantowi. Na miejsce wezwano polskie wojsko – 16 żołnierzy pod dowództwem podporucznika Jerzego Przerwy, który nakazał ewakuację wszystkich osób cywilnych z budynku. Swoim żołnierzom wydał szczegółowe rozkazy, w tym m.in. wprowadzenie naboju do komory zamkowej, jeszcze przed wejściem na halę dworca.
 
Według zeznań polskich żołnierzy oraz świadków, gdy polski i radziecki dowódcy udali się na rozmowy, chcący opuścić teren dworca radzieccy żołnierze otworzyli ogień do Polaków. Wywiązała się strzelanina, w wyniku której śmierć na miejscu poniósł jeden żołnierz radziecki, a dwóch kolejnych zmarło w wyniku odniesionych ran. Dodatkowo, rannych zostało także pięciu innych żołnierzy. Po stronie polskiej nie było żadnych strat.
 
Polscy uczestnicy wydarzeń stanęli przed sądem 7 czerwca 1947 roku. Strona radziecka utrzymywała wersję, że to Polacy otworzyli ogień do śpiących Rosjan, którzy w ogóle nie użyli broni. Zignorowano ślady po strzałach, które wskazywały na wymianę ognia z dwóch stron, fakt użycia broni automatycznej, której Polacy nie używali, a także zeznania świadków i samej Zofii Rojuk.
 
W procesie czterech żołnierzy zostało skazanych na karę śmierci. Wyroki pozbawienia wolności usłyszało kilku innych żołnierzy, policjant, Feliks Lis, który zawiadomił o sytuacji kolejarzy, a także funkcjonariusze SOK.
 
Po uprawomocnieniu wyroku, skazani na śmierć zwrócili się do prezydenta RP, Bolesława Bieruta o ułaskawienie. Ten jednak przychylił się do prośby jedynie w stosunku do dwóch z nich.