Trzydzieści lat później, czyli Muchy i „Powracająca Fala”

Album „Powracająca fala” to zapis letniej nocy podczas festiwalu w Jarocinie w lipcu 2015 roku. To muzyczna podróż do czasów, kiedy buntować się było łatwiej, bo żyć było trudniej i niezwykła wycieczka przez trzy dekady polskiej muzyki. Teraz grupa Muchy prezentuje teledysk koncertowy do kawałka “Rzeka miłości, morze radości, ocean szczęścia” z debiutanckiego albumu Tilt. We wtorek, 19 stycznia muzycy spotkali się z fanami w poznańskim Empiku.

Wszystkie piosenki, które trafiły na płytę “Powracająca fala”, zostały w 1985 roku wykorzystane w dokumencie muzycznym “Fala” Piotra Łazarkiewicza na festiwalu w Jarocinie. Ścieżkę dźwiękową tamtych wydarzeń napisały Republika, Tilt, Izrael czy Madame i Aya RL. Piosenki nie straciły przez lata nic ze swojej mocy. Zyskały za to aktualną siłę przekazu dzięki świetnym, uwspółcześnionym aranżacjom. Michał Wiraszko, Michał Puchała i Piotr Maciejewski zdradzają kulisy pracy nad projektem “Powracająca Fala” i opowiadają o mierzeniu się z piosenkami sprzed trzydziestu lat.

Premiera drugiego singla z płyty „Powracająca Fala” to okazja do przypomnienia o tym niezwykłym muzycznym projekcie. Nie ukrywam, że ciekawi mnie, jak to jest mierzyć się z tak kultowymi piosenkami.
Michał Wiraszko: Przede wszystkim to był nowy rodzaj wyzwania dla nas jako muzyków. Nigdy nie mierzyliśmy się z zaaranżowaniem twórczości cudzej, poza jednorazowymi wybrykami coverowymi. Tutaj chodziło o coś więcej, ponieważ trzeba było stworzyć program spójny scenicznie i muzycznie, a ponad wszystkim zadbać o to, żeby nie umknął główny sens, czyli film Piotra Łazarkiewicza. Stąd prace nad tym, żeby stworzyć coś na kształt widowiska audiowizualnego.

W setliście jarocińskiego koncertu, którego zapisem jest album „Powracająca fala” nie pojawiły się jednak wszystkie piosenki wykorzystane przez Łazarkiewicza. Czym kierowaliście się przy wyborze utworów?
Michał Puchała: Myślę, że podeszliśmy do tego w taki sposób, żeby móc zagrać te piosenki na tyle dobrze, na ile potrafimy to zrobić. Wybraliśmy więc takie, w których czujemy się dobrze i takie, które uważaliśmy za ważne z perspektywy tamtego koncertu w 1985 roku. Nie mówię jednocześnie, że pozostałe były mniej ważne, ale trudno byłoby nam się odnaleźć w takiej stricte hardrockowej i punkowej stylistyce. Postanowiliśmy wziąć na warsztat to z czym uznaliśmy, że sobie poradzimy.

Wydajecie nagranie z koncertu z mocnym nawiązaniem do PRL-u. Jak byście wytłumaczyli młodszym słuchaczom, o czym jest “Powracająca fala”?
Piotr Maciejewski: Trzeba wziąć pod uwagę, że my też nie należymy do słuchaczy, którzy pamiętają ten koncert – mieliśmy najwyżej po kilka lat. Pytanie też jest o nas, jak nam to wytłumaczono i myślę, że chyba też w tym kryje się odpowiedź. Tak jak wytłumaczono to nam, czy też sami sobie wytłumaczyliśmy tak chyba też próbowaliśmy to przełożyć na język zrozumiały dla tych jeszcze młodszych, dla tego pokolenia, które zupełnie nie ma już prawa wiedzieć o co w tym chodzi.

M. W.: By móc powiedzieć o co w tych piosenkach chodzi to trzeba te piosenki rozumieć, dobrze zinterpretować i odpowiednio podać. Wybraliśmy utwory, które dzięki naszemu wykonaniu mogły być skuteczniejsze w dotarciu do tych młodszych słuchaczy.

Utwory z “Powracającej fali” osadzone w pewnej rzeczywistości siłą rzeczy zyskują moc. Czy teraz trudniej pisze się piosenki “o czymś” i czy dzisiejsi artyści mają się przeciw czemu buntować?
M. W.: Jestem daleki od snucia spiskowych teorii i wznoszenia krwawych rewolucji, bo na to szkoda czasu. Natomiast modlę się o to, żeby nie okazało się to rzeczywiście jakimś zabiegiem reżimowym, chyba wolałbym nie mieć o czym pisać.

Co dalej z tym projektem?
M. W.: Dziś mamy premierę nowego singla „Rzeka miłości, morze radości, ocean szczęścia” z repertuaru Tiltu. To jest drugi i ostatni rzut promocyjny tego wydawnictwa. Będą pewnie koncerty, chociaż mam wrażenie, że nie można tego materiału zagrać na śmierć i przydadzą się do tego odpowiednie warunki. Najlepiej to zabrzmiało w nocy na scenie w Jarocinie i właśnie dla takich momentów chcemy ten materiał zatrzymać. Niewykluczone, że jeszcze latem tego roku parę razy gdzieś się z nim pokażemy.

A co z nową płytą Much? Jakie są Wasze plany na najbliższą przyszłość?
M. W.: Po dwunastu latach takiego ciągłego ruchu przyszedł czas, żeby wziąć głębszy oddech i zastanowić się nad tym, jak ten zespół powinien dalej funkcjonować. Od paru sezonów mam niespełnione marzenie nagrania solowej płyty, które chyba ma właśnie szansę się zmaterializować i to są moje plany na ten rok.