Polski supersamochód to nie sen!

Husaria powraca – ale nie jako ciężka kawaleria, lecz w postaci ducha supersamochodu, który ma konkurować z maszynami Ferrari czy McLaren. Samochodu – co ciekawe – będącego polską konstrukcją.

“Bryła rzeźbiona opływającymi ją strugami powietrza, niezliczona liczba wzajemnie przecinających się linii wskazująca na potrzebę ciągłego ruchu, krawędzie, które zdają się nie mieć początku ani końca, jakby zostały złapane w ruchu” – to część opisu przygotowanego przez twórców polskiego supersamochodu, rzeczy (dla niektórych) wydającej się być takim kuriozum, że aż nie wierzyli w jej istnienie. A jednak. Na targach Motor Show 2015 zaprezentowano maszynę, która już od kilku lat rozpala wyobraźnię rodzimych fanów motoryzacji. Maszynę o nazwie Arrinera Hussarya.

Jest to samochód – ale nie byle jaki! Silnik V8 o mocy 800 koni mechanicznych rozpędza ją do setki w 3,2 sekundy, a do 200 km/h w 8,9 sekundy! Opływowy kształt i sportowa drapieżność, ale też… ascetyczne wnętrze – tak w skrócie opisać można jedną z najbardziej interesujących maszyn na tegorocznej poznańskiej imprezie motoryzacyjnej. Nic jednak nie jest przypadkowe – dlaczego więc wnętrze samochodu różni się od tego, które jest prezentowane w folderach reklamowych?

– To jest samochód testowy, wersja wyścigowa będzie następną, którą zaprezentujemy w okolicach września i października – tłumaczy Marek Tomkiewicz, współakcjonariusz spółki Arrinera, odpowiedzialnej za polskie auto. – To będzie samochód przygotowany prawdopodobnie do serii wyścigów GT4, dopiero na jego bazie w 2016 roku zostanie zaprezentowana wersja Hussaria 33.

Wersja – dodajmy – która już została zaplanowana jako wyjątkowe dzieło kolekcjonerskie, ponieważ samochód zostanie wyprodukowany właśnie w 33 egzemplarzach. Nie będzie to więc samochód masowy, a już na pewno niedostępny dla zwykłego zjadacza chleba – Tomkiewicz szacuje, że cena za takie cacko oscylować będzie w granicach 500 tysięcy… euro. Cena uzasadniona – sam silnik to koszt ok. 300 tys. zł, dodatkowo projekt pochłonął dotąd ok. 13 mln zł.

Jednak jak się ma takie ambicje jak twórcy Hussaryi, to trzeba być przygotowanym na koszty. Bo któż by pomyślał o czymś tak szalonym, żeby w kraju bez wielkich tradycji w produkcji motoryzacyjnej, z (mimo wszystko nadal) dość kiepskimi drogami, a dodatkowo bez udziału wielkich koncernów, tworzyć maszynę, która ma konkurować z największymi, typu Ferrari, McLaren, Pagani czy też całym tłumem innych, bardziej doświadczonych marek?

Mimo wszystko to… się udaje.
– Jak się zaczyna pewien projekt, to najczęściej człowiek nie jest świadomy tego, co go czeka. Tak jak dziecko, które robi pierwsze kroki, my też robiliśmy pierwsze kroki, w tej chwili jesteśmy już na takim etapie, że mamy bardzo duże wsparcie polskiej kadry inżynierskiej z uczelni oraz inżynierów z Wielkiej Brytanii czy Austrii, przy czym są to Polacy, którzy osiągnęli sukces tam i w tej chwili chcą go przenieść na nasz grunt – podkreśla Tomkiewicz. – Mamy bardzo mocno rozbudowaną kadrę, która radzi sobie z kłopotami, z jakimi do tej nie było możliwości sprawdzenia się. My sobie radzimy z dużym powodzeniem.

Dowód? Stoi w hali nr 6A na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Model Arrinera Hussarya zaczął powstawać na przełomie 2011 i 2012 roku. Jest to niemal całkowicie polska koncepcja – projekt, nadwozie, zawieszenie, rama i mnóstwo innych elementów to pomysły i konstrukcje rodzimych projektantów, natomiast część podzespołów (silnik, skrzynia biegów) to elementy pochodzące z innych krajów. Co ciekawe, do konstrukcji nadwozia w finalnej wersji wykorzystany zostanie grafen, czyli wyjątkowa forma węgla, która jest sto razy mocniejsza niż stal, a przy tym wyjątkowo elastyczna i… lekka. Arrinera będzie pierwszym samochodem na świecie, w którym ta substancja zostanie wykorzystana!

Najważniejsze jednak, że to jeździ. Co prawda dotychczas Hussarya rozpędziła się do “zaledwie” 300 km/h, jednak docelowo ma bez problemu jechać o 40 km/h szybciej. Co prawda na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich Hussarya jeździć nie będzie, ale i tak warto ją zobaczyć – jest to bowiem pierwsza publiczna prezentacja tego modelu.