Te niezwykłe neony

Pojawiły się w międzywojniu, ale prawdziwe “neonowe szaleństwo”, jak je nazwała Magdalena Mrugalska-Banaszak, kurator wystawy, rozpoczęło się pod koniec lat 50. W Muzeum Narodowym w Poznaniu od 28 marca można oglądać wystawę poświęconą poznańskim neonom: “Nocny Poznań w blasku neonów”. Jest oszałamiająca!

Po wejściu do okazałego holu Muzeum Narodowego można tylko przystanąć w zachwycie: cała ta ogromna przestrzeń, zazwyczaj biała i skąpana  w świetle, teraz jest zaciemniona i pełna… rusztowań. Tak, zwykłych, budowlanych rusztowań. To na nich wiszą neony: i te oryginały, które udało się ocalić i zrekonstruować, a niektóre nawet działają, i zdjęcia prezentujące te, których już nie ma. Widok jest wspaniały, a świecące neony w zaciemnionej sali pozostawiają niezapomniane wrażenie i naprawdę oddają klimat tego Poznania z neonami z lat 70. którego już nie ma – tak samo jak nie ma już w mieście neonów.

– Zaczęłam się interesować poznańskimi neonami, gdy przygotowywałam album o Poznaniu lat 60. – opowiada Magdalena Mrugalska-Banaszak, kurator wystawy. – Zauroczyły mnie nocne zdjęcia kolorowego, rozświetlonego Poznania i zaczęłam je zbierać. Ta wystawa to efekt tego zbieractwa…

Jednak wystawa to nie tylko zdjęcia – to przede wszystkim same neony, które udało się odnaleźć i częściowo zrekonstruować pięciu miłośnikom neonów. To oni biegali po mieście, szukali zrujnowanych neonów i namawiali właścicieli budynków, by je przekazali muzeum, a później, wieczorami, siedzieli w muzeum i próbowali je ożywiać. Bez nich: Piotra Bogacza, Marcina Grześkowiaka, Dominika Ostrowskiego, Marcina Pałaszyńskiego i Macieja Grzywaczewicza, ta wystawa z pewnością nie byłaby tak efektowna.
– Było z tym sporo roboty – przyznaje Piotr Bogacz. – Znalezienie części zamiennych nawet nie, bo neonów się jeszcze używa, chociaż na mniejszą skalę. Tyle że na przykład rurki trzeba było zamawiać. Widzę, że będziemy musieli popracować nad neonem złotnika, bo jakoś gorzej się świeci. A napis powinien być czerwony, w niebieskiej ramce…

Podczas gdy oszołomieni dziennikarze podziwiają wystawę, Magdalena Mrugalska-Banaszak opowiada o historii neonów w Poznaniu. Neon wynaleziono 100 lat temu i zrobił światową karierę, gdy okazało się, że te świecące kolorowo rurki są doskonałym nośnikiem reklamowym. Do Poznania neony dotarły w dwudziestoleciu międzywojennym – pierwszym, który zamontował na dachu kamienicy reklamę swojej firmy, był niejaki inżynier Biskupski, chociaż była to jeszcze reklama oświetlana żarówkami. Oczywiście w jego ślady natychmiast poszła konkurencja, ale czy ich reklamy także się świeciły – tego nie wiemy. Ówczesne gazety tej informacji po prostu nie podawały.
– W marcu 1929 roku rozbłysł pierwszy neon na budynku Arkadii – opowiada Magdalena Mrugalska-Banaszak. – Była to reklama Baczewskiego. Po Baczewskim na placu Wolności pojawiły się kolejne reklamy.

Jednak międzywojennemu Poznaniowi daleko było do Warszawy z tamtych czasów, gdzie neonów było zatrzęsienie. Stolice Wielkopolski nocą oświetlały jednak głównie latarnie gazowe i elektryczne. Po wojnie pierwszą potrzebą byłą odbudowa miasta, a nie zdobienie go neonami, dlatego prawdziwe “neonowe szaleństwo”, jak je nazwała kurator wystawy, zaczęło się dopiero po odwilży w 1956 roku.
– Wtedy praktycznie każda kawiarnia, restauracja i najmniejszy sklep miały swoje neony – Magdalena Mrugalska-Banaszak pokazuje zdjęcia z tamtego czasu. – Były to nie tylko napisy, ale też wielkie neonowe dekoracje: starsi poznaniacy pamiętają na pewno Białą Damę przy Bukowskiej, która zapraszała do Kórnika, papugę ze Zwierzynieckiej, reklamującą zoo, reklamę kina Bałtyk na nieistniejącym już budynku przy Kaponierze i wiele, wiele innych.

Po pierwszej fali neonów w latach 70. nadeszła druga, choć już nie z takim rozmachem. Wtedy pojawiły się neony na placu Wolności, świetlne daszki na Gwarnej i reklamy na Świętym Marcinie, na odcinku od Ratajczaka do Piekar. Wisiały tam aż do początku lat 80. Wtedy zaczęły znikać.
– Na to złożyło się kilka przyczyn – wyjaśnia Magdalena Mrugalska-Banaszak. – Kłopoty z dostawą energii elektrycznej w tamtych czasach, zmiana mody, jeśli chodzi o reklamę, no i to, że neony się psuły, a ich naprawy były kosztowne. Sklepy i kawiarnie wyprowadzały się, lokale zmieniały przeznaczenie, więc neon już nie zawsze pasował. Także ówczesnym władzom miasta przestało też zależeć na estetyce, więc nie dbały już o to, czy neony działają, czy nie.

I tak zaczął się zmierzch poznańskich neonów – do czasu, gdy sprawę w swoje ręce wzięli miłośnicy neonów, którzy krążąc po mieście wynajdowali stare neony, często zniszczone i skorodowane, z brakującymi rurkami, które później odtwarzali w pocie czoła. Efekt ich pracy można podziwiać na wystawie, a warto wspomnieć, że są tu nie tylko neony, lecz i słynna zaginiona czerwona gwiazda z Cytadeli, której poszukiwał przez lata i którą znalazł Piotr Bojarski z “Gazety Wyborczej”. Ba, z okazji wystawy neonu dorobiło się też muzeum – wisi on przed wejściem do placówki, a zaprojektował go Marcin Pałaszyński. Z okazji otwarcia wystawy muzeum dla odwiedzających przygotowało mnóstwo atrakcji, między innymi możliwość zaprojektowania własnego neonu.
– Chcielibyśmy, żeby drugie życie neonów nie zakończyło się na tej wystawie – mówi dr Mrugalska-Banaszak. – Mamy nadzieję, że po jej zamknięciu wrócą w przestrzeń miasta.

Czy to się uda? Symbolicznie już wracają – szyld kawiarenki “Kolorowa” przy ulicy 27 Grudnia jest inspirowany neonem kawiarni o takiej samej nazwie, która niegdyś istniała przy Świętym Marcinie…

Wystawę można oglądać w Muzeum Narodowym do 7 czerwca. Autorem aranżacji plastycznej jest Rafał Górczyński.