Grzegorz Ganowicz: nowe rady to zmiana pokoleniowa. I efekt sporów

Wspólne, zdecydowane wystąpienia dały efekt – tak Grzegorz Ganowicz, przewodniczący Rady Miasta Poznania, podsumował wybory do rad osiedli. – Te właśnie rady odniosły sukces i to pokazuje kierunek, w którym warto iść.

Z pewnością wspólne działanie grupy osób pozwala osiągnąć więcej i jest też bardziej skuteczne. Jednak przewodniczący rady miasta przypomina też, że w demokracji ważny jest także spór.
– To istota demokracji i warto o tym pamiętać – podkreśla doświadczony samorządowiec. – Monolit w samorządzie nigdy nie jest dobry, bo opozycja jest takim potrzebnym kontrapunktem.

O tym, że dopuszczanie opozycji do decydowania o dzielnicach ma sens, boleśnie przekonali się radni wielu osiedlowych samorządów w tych wyborach. Z pewnością najbardziej dobitnym przykładem jest tu Rada Osiedla Wilda, która – jak głoszą nieoficjalne na razie statystyki – została wymieniona w całości na członków Nowej Rady Wilda, która liczyła 21 członków, dokładnie tylu, ilu jest radnych na Wildzie. Efektem rozłamu w radzie było powstanie kilku stowarzyszeń społeczników, którzy, ponieważ radni nie mieli dobrego kontaktu z mieszkańcami,  postanowili walczyć o ważne dla wildzian sprawy poza jej strukturami. Udało im się to na tyle skuteczne, że w kolejnych wyborach zwyciężyli. Wiele swoim stowarzyszeniom takim jak Inwestycje dla Poznania, UlepszPoznań czy Tramwaj na Naramowice zawdzięczają kolejni społecznicy, nie mówiąc już o Prawie do Miasta.
– To kolejny dowód na to, że liczenie na swoją opinię uznanego działacza nie wystarczy – uważa Grzegorz Ganowicz. – Trzeba działać wspólnie. Co warto zauważyć, największe zmiany zaszły tam, gdzie był jakiś spór.

Ale są także rady, gdzie praktycznie nic się nie zmieniło. W dwóch wybory się nie odbyły, bo kandydatów było zaledwie tylu, ile miejsc w radzie.
– Niska frekwencja martwi i trzeba się zastanowić, czy można coś z tym zrobić – przyznaje przewodniczący. – Może radni miejscy za mało się angażowali? A może urząd?

Grzegorz Ganowicz jednak zdecydowanie odrzuca przypuszczenie, że poznaniacy nie poszli do wyborów, ponieważ ich rady nic nie robiły i uznali, że pójście nie ma sensu, bo i tak nic się nie zmieni.
– Przecież jedną z rad, gdzie zgłosiło się zbyt mało kandydatów, była Rada Osiedla Kiekrz, a ona akurat działała prężnie i sporo robiła dla osiedla – przypomina. – To za daleko idący wniosek. Myślę, że ta zmiana ma w sobie też coś pokoleniowego. Powstają nowe oczekiwania, a gdy rada ich nie spełnia, to mieszkańcy oczekują zmian na stanowiskach. Warto jednak pamiętać, że ten proces tak wygląda, ale to nie rozstrzyga, kto ma rację. Młodzi z reguły obiecują więcej, ponieważ jeszcze nie zawsze wiedzą, że nie wszystko da się zrobić, brakuje im doświadczenia. Ale urok młodości i chęć działania potrafi wiele nadrobić…

Czy zmiany, które zaszły w Poznaniu, to zmiany na lepsze – czy też nie? Może powinno ich być więcej, a może mniej? Ale przewodniczący nie chce teraz oceniać.
– Po owocach ich poznamy je – odpowiada cytatem na pytanie, jak ocenia nowe rady osiedli. I to chyba dobra rada także dla wszystkich poznaniaków…