Wojciech Nowaczyk: rady osiedli muszą się zmienić

Był przez prawie dwa lata przewodniczącym poznańskiego koła stowarzyszenia Projekt:Polska i zasłynął wraz z pozostałymi członkami jako organizator akcji “Nie dla budowy Pomnika Wdzięczności nad Maltą”, zorganizowaniem jednej z debat między ówczesnym prezydentem Ryszardem Grobelnym a kandydatem Jackiem Jaśkowiakiem, a także serii spotkań z poznańskimi politykami i samorządowcami otwartymi dla mieszkańców. Sam wystartował w wyborach do Rady Osiedla Wola.

Automatycznie wszedł Pan do rady, bo zgłosiło się za mało kandydatów, by odbyły się wybory. Dlaczego tak jest?

To większy problem i nie dotyczy tylko rad osiedli. Ludzie nie chcą się angażować. Trudno ich zachęcić,  przekonać, że naprawdę mogą mieć jakiś wpływ. Składa się na to wiele czynników: niektórzy uważają, że nic się nie da zmienić, inni znów dużo pracują i brakuje im czasu, zaangażować się w sprawy osiedla, inni znów mają małe dzieci, co też mocno ogranicza możliwości działalności  – i tak dalej, i tak dalej.

A jak to jest na Woli?

Rozmawiałem z ludźmi, z radnymi także. Niektórzy z radnych są już zmęczeni działaniem w radzie od kilu lub kilkunastu lat i uważają, że trzeba świeżej krwi. Ale na Woli jest mało młodych osób. Ostatnio zaczęły się budować nowe bloki, ale to dopiero ostatnio. I chociaż są tam już lokatorzy, to jeszcze nie zdołali się zaaklimatyzować na osiedlu. Mam nadzieję, że to się zmieni.  Kłopotem osiedla jest też kiepski dojazd i położenie, a to też zniechęca. Do komunikacji miejskiej daleko, a dojazd od strony osiedla Lotnictwa Polskiego jest możliwy tylko po starej drodze wyłożonej betonowymi płytami, w dodatku bez oświetlenia. Od wielu lat radni osiedla starali się coś z tym zrobić – bez skutku. To zniechęca.

A może ludzie są leniwi albo wyrachowani?

Myślę, że nie, że po prostu rady osiedli są mało promowane. Ludzie często nie wiedzą, że mogą coś zmienić, że rady osiedli są coraz silniejsze, mają coraz większe znaczenie i pieniądze. I dowodem na to jest niska frekwencja na wyborach.

No to może to znaczyć, że jest nam wszystkim dobrze i rady osiedli zwyczajnie nie są nam potrzebne.

Muszą być. Są łącznikiem między mieszkańcami a radnymi miasta i urzędnikami miejskimi. Dla poprawy warunków życia na osiedlach, odpowiednich inwestycji, takich, które rzeczywiście są potrzebne mieszkańcom, anie które się komuś wydają, rada osiedla jest niezbędna. Poznań jest duży, z placu Kolegiackiego nie widać wszystkiego. Zwłaszcza tych drobnych rzeczy na osiedlach.

To dlaczego ludzie nie przychodzą z problemami do radnych, a czasami w ogóle nie wiedzą, że tacy radni są?

Ogromnym problemem jest kontakt. W większości rad, w mojej też, średnia wieku to więcej niż 60 lat. Większość z tych radnych nie porusza się w sferach internetowych, strony, jeśli mają, są sprzed 20 lat i zupełnie niefunkcjonalne, do wymiany. Ale często ich w ogóle nie ma, są gazetki. A gazetki, jak się nie trafi akurat do punktu, w którym jest, to się nie dostanie. Zresztą u mnie na osiedlu nie ma nawet gazetki. Głównym źródłem informacji są osiedlowe sklepy spożywcze…

Ale przecież teraz, gdy ludzie dłużej pracują, to mogą nie wrócić do domu w godzinach otwarcia sklepu i co wtedy?

No właśnie. Nie ma przepływu informacji, nie ma komunikacji. Dlatego to trzeba zmienić. Ale to też kwestia zaangażowania radnych, zmiany myślenia i rozmów z mieszkańcami. Nie wystarczy już przekazanie informacji sąsiadom, chociaż wielu radny, nadal się tak wydaje, bo mieszkają na jakimś osiedlu od lat i myślą, że wszystkich znają. Nie znają: wprowadzają się nowi ludzie, dzieci dorastają, świat się zmienia… Trzeba połączyć metody starsze i te nowe.

Bo inaczej radni stracą kontakt z osiedlem?

Dokładnie. A radni osiedlowi powinni być bliżej ludzi i sygnalizować urzędowi problemy mieszkańców, a to już urząd musi zadecydować, co z tym zrobić, czy wykonać badania i jak szeroko zakrojone, wyciągnąć z nich wnioski i wdrożyć je. Brak komunikacji jest tu największym problemem, a dodatkowym fakt, że jest nowy prezydent, nowa rada, trzeba kanały komunikacji budować od nowa, bo wszystko się zmieniło. I na tym powinny polegać działania nowej władzy – na wypracowaniu nowych zasad współpracy. Moim zdaniem to nie będzie trudne, prezydent Jaśkowiak jest bardzo otwarty i chętnie spotyka się z mieszkańcami.

A o co Pan by go poprosił dla swojego osiedla?

O poprawę bezpieczeństwa. Moje osiedle, Lotników Wielkopolskich z jednej strony ma fort, z drugiej fabrykę, a z pozostałych ogródki działkowe. Włamania do domów i samochodów są u nas dużym problemem. Chcielibyśmy też mieć skwer, takie miejsce spotkań z ławeczkami, bo nie ma takiego na osiedlu, a to też pomaga w komunikacji. Doskonały teren to stare tory, zresztą w planach jest on przeznaczony na rekreację, ale sami, jako osiedlowi radni, sobie z tym nie poradzimy. Ale jeśli miasto zrobi nam skwer, to my już zadbamy o ławki i resztę…