Słynny gabinet prezydenta Jaśkowiaka

Chyba o żadnym gabinecie prezydenckim w Polsce nie mówi się ostatnio tyle co o gabinecie prezydenta Jaśkowiaka. Cóż tam jest takiego, że wzbudza aż takie emocje? Postanowiliśmy zajrzeć i my…

Nie da się ukryć: po alarmujących doniesieniach prasowych spodziewaliśmy się pewnego oporu gospodarza gabinetu przed wpuszczeniem kolejnych wścibskich mediów. Ale nie. Jacek Jaśkowiak chętnie otworzył drzwi swojej fortecy w urzędzie miasta przed Codziennym Poznaniem i równie chętnie opowiadał o swoich planach dotyczących tego pomieszczenia. Zresztą nie tylko tego – ale od początku…

Gabinet prezydenta jest bardzo pięknym pokojem o dobrych proporcjach, z oknami wychodzącymi na park. Wystrój wnętrza utrzymany jest w stylu dobrego międzywojennego konserwatyzmu: wygodne fotele i sofa, solidne, ciemne meble gabinetowe: kredens, szafki i duże biurko. Do tego dodatkowy okrągły stół, dywan dopasowany kolorystycznie i jedyny, poza komputerem oraz fotel przy biurku, nowocześniejszy akcent: panoramiczny telewizor. Wszystko razem stwarza miłe, przytulne wrażenie, prawie domowe. W czym więc problem? No właśnie…

– To jest świetny gabinet do reprezentowania – mówi prezydent Jaśkowiak.
A to znaczy, że zdaniem prezydenta gabinet nie spełnia podstawowych norm miejsca do pracy tak, jak on to rozumie. Przede wszystkim biurko: wydaje się być okazałe, ale gdy znajdzie się na nim sterta dokumentów wysokości metra, to od razu widać, że jest zdecydowanie za małe. A sterta tej wysokości rośnie za każdym razem, gdy prezydenta nie ma w urzędzie trzy-cztery godziny…

– Powinienem tu mieć szafki na dokumenty, na segregatory, żebym, gdy idę na spotkanie z kimś w jakiejś sprawie, wyjmował teczkę czy segregator z szafy na ten temat jednym ruchem ręki – wyjaśnia prezydent. – Ale w szafce za moimi plecami nie mogę postawić segregatorów, bo półka jest tylko jedna i za niska na segregator. Dojście do innych szafek jest z drugiej strony biurka, muszę okrążyć pół pokoju. Nie mam też dobrze zamykanej szafki na ważne dokumenty, wszędzie tu są zwykłe klucze, to po prostu niepoważne! Mam za to telewizor. Po co mi on w pracy? Przecież jestem tu, żeby pracować, a nie oglądać telewizję!

Część gabinetu z wygodnymi fotelami i okrągłym kawowym stolikiem też się prezydentowi nie podoba. Dlaczego?
– A to proszę usiąść i spróbować rozłożyć tu dokumenty, a potem je podpisać – radzi prezydent. Faktycznie, nie jest łatwo. W fotelu, ewidentnie zaprojektowanym do wygodnego siedzenia z filiżanką kawy, trzeba się niewygodnie zgarbić i mocni nachylić, żeby cokolwiek zrobić na stole. A sam stół jest zdecydowanie za mały – pomieści może z cztery kartki formatu A4 i to wszystko.

– Jak ja mam tu przyjąć gości, którzy przychodzą z dokumentami? – pyta prezydent. – Tu można tylko reprezentować. Dziwię się, jak prezydent Grobelny przez 16 lat mógł tu pracować…

Cóż, podczas urzędowania poprzedniego prezydenta oficjalnych gości przyjmowano przede wszystkim w saloniku prezydenckim, który zresztą, jak sama nazwa wskazuje, do tego celu służy, a mieści się po drugiej stronie prezydenckiego sekretariatu. Może więc tu prezydent Jaśkowiak powinien przyjmować gości? To także miły pokój, o wystroju podobnym do prezydenckiego gabinetu, w podobnym stylu: meble z epoki, fotele i niewielki stół. Czyli nie nadaje się według standardów Jacka Jaśkowiaka: dość miejsca, by reprezentować, ale za mało miejsca na to, by popracować.

– Muszę mieć stół, przy którym mogłoby usiąść kilka, kilkanaście osób, na którym będzie można rozłożyć niezbędne dokumenty – wyjaśnia prezydent. – Oczywiście, są inne pomieszczenia w urzędzie, które spełniają te kryteria, choćby sala sesyjna zapewnia wystarczająco dużo miejsca i sprzęt techniczny. Ale przecież tam zbierają się radni i to im przede wszystkim służą te sale. A poza tym skoro tu mam takie przestrzenie, to nie będę szedł na drugi koniec urzędu za każdym razem, gdy trzeba będzie się z kimś naradzić czy przejrzeć dokumenty, bo to bezsensowna strata czasu!

Prezydenta oburza też wygląd sekretariatu, a właściwie znajdujących się tam mebli.
– Kto to wymyślił? – pyta, pokazując coś w rodzaju lady łączącej dwa biurka pracujących tu pań. Obie siedzą zamknięte ową ladą jak w niewielkich kojcach, chociaż pokój jest duży.
– Przecież panie wykonują tu bardzo ważną pracę, mają mnóstwo dokumentów, których nawet nie ma gdzie położyć – pokazuje prezydent. – Jak one mają w tych warunkach wydajnie pracować?

W urzędzie jest też problem z odpowiednim oświetleniem stanowisk pracy. Zabytkowe, okazałe żyrandole są bardzo piękne, jednak gdy zapada zmierzch, bardzo szybko okazuje się, że światło, jakie dają, absolutnie nie wystarczy do pracy. A przecież w naszej strefie klimatycznej przez kilka ładnych miesięcy w roku zmierzch zapada znacznie szybciej niż kończy się dzień pracy…

Prezydent zamierza to wszystko zmienić. W siedzibie jego firmy pokoje zaprojektował architekt wnętrz tak, by każdy pracownik miał pod ręka to, co jest mu potrzebne – do szafy z dokumentami po komputer i odpowiednie oświetlenie. Równie funkcjonalny ma być po zmianach gabinet prezydenta, jego salonik i sekretariat.
– Ja nie jestem jakąś ekspozycją, ja tu pracuję – mówi Jacek Jaśkowiak. – I to ma być miejsce do pracy.