Mieszkanie pomiędzy urzędem a urzędem, czyli… absurd

Chcesz złożyć pismo w Wydziale Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej? Przyjdź z asystą. Najlepiej członków Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Taką historię potwierdzić mogą państwo Iwona i Tadeusz Kłosowscy, którzy starają się o przydział mieszkania komunalnego.

– Strasznie długo już to trwa – zaczyna swoją opowieść pani Iwona, poznanianka, mieszkanka kamienicy na ulicy Taczaka pod numerem 8. – Dostaliśmy z Urzędu Marszałkowskiego wypowiedzenie mieszkania. Urząd nie proponuje żadnych mieszkań zastępczych, po prostu mamy się we własnym zakresie postarać o mieszkanie.

To było 3 lata temu – wówczas to okazało się, że Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego, zarządzający kamienicą zamieszkaną m.in. przez państwo Kłosowskich, pilnie potrzebuje pustego budynku. Ciężko teraz roztrząsać, czy decyzja urzędników była słuszna, potrzebna społecznie, czy też wręcz przeciwnie. Decyzja już zapadła, choć dla pani Iwony oznacza totalną zmianę w życiu:
– Mieszkam tam od urodzenia, już 65 lat, a mąż trochę krócej. Mieszka jeszcze jedna sąsiadka, też emerytka, a tak co cała kamienica jest pusta.

Co można w takiej sytuacji zrobić? Przede wszystkim zacząć szukać mieszkania – najłatwiej jest je znaleźć na wolnym rynku, ale to nie jest rozwiązanie.
– Nawet jeśli ci państwo znaleźliby tanie mieszkanie na wolnym rynku, to to nie gwarantuje żadnych stabilnych warunków – podkreśla Katarzyna Czarnota z Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Czarnota we wtorek pojawiła się więc w Wydziale Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, aby pomóc państwu Kłosowskim ponownie złożyć wniosek o przydział miejskiego lokalu.

Ponownie – ponieważ państwo Kłosowscy już kiedyś próbowali złożyć wniosek.
– 3 lata temu przyniosłem do urzędu miasta papiery osobiście i była taka sytuacja, że pani przyjmująca zapytała mnie, czyj jest ten dom. Odpowiedziałem, że Urzędu Marszałkowskiego, na co ta pani odpowiedziała, że pierwsze słyszy i skoro tak, to niech w tamtym urzędzie przydzielą nam mieszkanie – opowiada pan Tadeusz. – Zwróciłem się do urzędu marszałkowskiego, bo tam pytano mnie, czy jakieś papiery już złożyłem w urzędzie miasta. Opowiedziałem o tej sytuacji, ale zwrócono mi uwagę, że powinienem ten wniosek wysłać pocztą, wtedy byłby przyjęty. To nie jest dla nas takie lekkie, żeby się tak starać. Ja mam problemy z sercem, niepełnosprawność, żona też źle się czuje, może nawet gorzej ode mnie…

3 letni okres wypowiedzenia mieszkania minął w grudniu 2013 roku. Państwo Kłosowscy nadal mieszkają na ulicy Taczaka, ale bez umowy. Z drugiej strony, urzędnicy marszałkowscy (na razie) tylko pytają, kiedy lokatorzy się wyprowadzą z kamienicy. Członkowie WSL domyślają się, że urzędnicy marszałka chcą uniknąć procesu eksmisyjnego, ponieważ wówczas państwu Kłosowskim należałby się lokal socjalny. Zamiast tego wywierane są naciski, aby para emerytów wyprowadziła się samodzielnie z mieszkania.

Na szczęście w towarzystwie członków WSL wniosek udało się złożyć bez żadnego problemu. Był to ten sam wniosek – dokładnie, słowo w słowo, tylko ze zmienioną datą złożenia – który 3 lata wcześniej złożył pan Tadeusz.
– Absurd – komentuje Katarzyna Czarnota z WSL. Absurd.

Z przedstawicielami Wydziału Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej nie udało nam się skontaktować.

Wizycie członków WSL i państwa Kłosowskich w Urzędzie Miasta Poznania towarzyszyła pikieta. Przebiegała spokojnie, a jej uczestnicy stali pod budynkiem, w którym mieści się WGKiM. Jedynym bardziej sensacyjnym momentem był ten, w którym przez chodnik, na którym stali uczestnicy pikiety, przejechali policjanci… konno. Warto dodać, że policjanci przejechali po chodniku, torując sobie drogę wśród uczestników demonstracji, po czym… odjechali, nie podjąwszy żadnej interwencji.