Master Plan dla Poznańskiej Kolei Metropolitalnej już powstaje

W kilka, najwyżej kilkanaście, minut w centrum Poznania z Owińsk, Puszczykowa czy Rokietnicy i to pociągiem, który nie będzie kursował rzadziej niż co pół godziny? Brzmi niewiarygodnie, ale wszystko wskazuje na to, że wkrótce stanie się faktem. Dzięki Poznańskiej Kolei Metropolitalnej.

O konieczności stworzenia systemu takiej kolei dla aglomeracji poznańskiej mówi się od lat, ale jak dotąd niewiele się w tym temacie działo, chociaż projekt ujęto w “Strategii Rozwoju Aglomeracji Poznańskiej. Metropolia Poznań 2020” i wielu innych dokumentach. Jednak 23 kwietnia temat ruszył – tego dnia w Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim odbyła się konferencja, która rozpoczyna poważne i konkretne prace nad tym projektem.

– Konferencja ma kilka zadań: opracowanie koncepcji zintegrowanego transportu kolejowego w ramach aglomeracji – tłumaczy Jerzy Kriger, dyrektor departamentu transportu w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Wielkopolskiego. – Także inwentaryzacji  torowisk i miejsc skrzyżowania z drogami, określenia, jaki tabor będzie potrzebny i jakie inwestycje, no i określenie ram czasowych dla poszczególnych etapów wdrażania tego projektu.

Bo chodzi o to, by w przyszłości mieszkańcy aglomeracji poznańskiej mogli wygodnie i szybko dojechać do Poznania koleją, zostawiając swoje samochody w domu lub przed stacją. By tak się jednak działo, pociągów na tych podmiejskich trasach musi być więcej i muszą one kursować znacznie częściej – nie rzadziej niż co pół godziny. Musi też zostać przygotowana przez gminy cała infrastruktura dodatkowa: autobusy kursujące nie równolegle, jak obecnie, do torów, ale prostopadle i dowożące mieszkańców gminy z miejsc oddalonych do stacji. W pobliżu będą się musiały też znaleźć miejsca takie jak strzeżone parkingi, żłobki, przedszkola czy sklepy, by mieszkańcy wracając z pracy mieli gdzie zrobić zakupy, a po drodze mogli odebrać dzieci ze żłobka czy przedszkola. Dzięki takiemu rozwiązaniu wyeliminuje się w dużej części transport samochodowy, a tym samym zmniejszy korki nie tylko w Poznaniu, ale i na drogach wjazdowych do miasta.

Projekt jednak najpierw musi w ogóle powstać – na razie jest to tylko koncepcja, jednak przy tak ogromnym przedsięwzięciu, dotyczącym całej aglomeracji poznańskiej. Ale to już bardzo dużo, zwłaszcza że autorom koncepcji udało się doprowadzić do poparcia go już na tym wstępnym etapie przez 30 różnych podmiotów, w tym ponad 20 gmin, których projekt będzie dotyczył, a także PKP, które będzie go realizować od strony kolejowej.  

– W roku 2015 rozpocznie się pierwszy etap organizacyjny na udrożnienie odcinka Poznań-Wschód – mówi Jerzy Kriger.

Jednak zwiększenie częstotliwości kursowania pociągów oznacza także wzrost irytacji kierowców stojących na przejazdach kolejowych w Karolinie, na Junikowie i w wielu innych miejscach Poznania. Bo raczej trudno liczyć na to, że przy skali i koszcie tego przedsięwzięcia znajdą się pieniądze także na budowę całej sieci wiaduktów kolejowych, a przy zwiększonym ruchu kolejowym trzeba się liczyć z tym, że przejazdy będą zamknięte częściej i dłużej.
– Coś za coś – mówi dyrektor Kriger. – Z pewnością kierowcy będą niezadowoleni z tego, że przejazdy zamykane są na dłużej. Ale trzeba pamiętać, że za tym pójdą projekty inwestycji drogowych.

Kierowcy zresztą nie będą stać w korkach tak długo jak teraz, gdy wprowadzi się nowoczesne sterowanie elektroniczne na wszystkich przejazdach. Tego zdania jest starosta poznański Jan Grabkowski.
– Teraz trzeba czekać, aż dróżnik zamknie i otworzy, co trwa – zwraca uwagę. – A gdy będą czujniki elektroniczne, to szlabany będą opuszczane i podnoszone znacznie szybciej. Poza tym w wielu takich miejscach powstaną wiadukty, na przykład w Karolinie.

Dyrektor Kriger zwraca jeszcze uwagę na kolejne miejsca, gdzie może dochodzić do sporych utrudnień dla kierowców – to Kostrzyn i Swarzędz, bo oba miasta linia kolejowa przecina prawie dokładnie na pół. Swarzędz ma co prawda jeden wiadukt, ale Kostrzyn nie i przy zwiększonym ruchu na torach może tu się pojawić spory problem z płynnością ruchu kołowego.
– Możliwy jest konflikt interesów – przyznaje dyrektor. – Ale właśnie po to założyliśmy stowarzyszenie, zaprosiliśmy gminy, żeby się dogadać. Bo nie ma innego wyjścia dla komunikacji w aglomeracji, samochód nie jest żadnym rozwiązaniem. Powinniśmy już dawno skorzystać z doświadczeń aglomeracji zachodnich, na przykład w Berlinie 40 procent mieszkańców korzysta z komunikacji publicznej, nie wyciąga samochodów z garażu.

Starosta dodaje, że także w Wielkopolsce mamy już dowody na to, że odpowiedni system komunikacji publicznej zdaje egzamin.
– Na liniach już zmodernizowanych liczba pasażerów wzrosła dwu- i trzykrotnie – zauważa, mając na myśli trasy na Gniezno, Zbąszyń i Wągrowiec.

By jednak przekonać więcej osób do zostawienia samochodów w domach nie wystarczy komfort jazdy po nowych torach i nowym pociągiem – ważne są także ceny, i to nie tylko pociągu, ale też miejskiej komunikacji w Poznaniu. A te nie przedstawiają się zbyt zachęcająco, chociaż co do jakości taboru i torowisk nikt nie ma zastrzeżeń.
– Można przyciągnąć komfortem – zgadza się dyrektor Kriger. – Ale też i ceną. Niektóre gminy właśnie dlatego oferują przejazd miejską komunikacją za darmo…

Zmiany w rozkładach jazdy pociągów podmiejskich pojawią się już w najbliższych, nowych rozkładach. Ale kiedy będziemy sobie mogli jeździć komfortowo co pół godziny po całej aglomeracji poznańskiej – na tym etapie trudno powiedzieć. Bo najpierw trzeba ogłosić przetarg na wykonanie opracowania na podstawie uzgodnionej dziś koncepcji, później powołać zespół roboczy, który oceni gotowe dzieło – a jeśli oceni pozytywnie, to trzeba będzie wówczas przekonać wszystkie gminy, by go podpisały, no i szukać pieniędzy na te wszystkie inwestycje – głównie w funduszach unijnych. A na początek potrzebne jest – bagatela – 50 mln zł…