To “umazanie” to ślad po kominiarzu, jednym z Żandarów krążących po Ławicy. Kominiarz, wraz z dziadem, babą, muzykantem, żandarmem (na koniu), księdzem i… niedźwiedziem, chodzą po osiedlowych uliczkach i zaczepiają mieszkańców. Bez złych intencji oczywiście. Tak po prostu, żeby życzyć zdrowych, spokojnych świąt i przynieść szczęście. Szczęście przynosi się na tyłek. Laską. Albo batem.
A jak któraś dziewczyna ma szczęście, to ksiądz ją sowicie pokropi.
Mieszkańcy Ławicy (tylko tam w Poznaniu chodzą Żandary) czekają na przebierańców. Wpuszczają ich do domu, robią sobie z nimi zdjęcia. Wielu z nich zna chłopaków, którzy w każdy lany poniedziałek przebierają się w kolorowe stroje, zakładają dziwne maski i ganiają po ulicach.
Dlaczego? Bo to tradycja.
No i przebierańcy z Ławicy to lubią, świetnie się bawią razem z mieszkańcami. Po drodze dostają też jakieś upominki, słodycze, coś do picia – ale nie o prezenty chodzi.
Jedynie straż miejska jakaś taka nieskora do zabawy – przejeżdżający przez Ławicę radiowóz niemal z piskiem opon skręca i szybko oddala się od Żandarów. Chyba kominiarz ich wystraszył – gonił radiowóz ze swoją miotłą…
Dziad, baba, niedźwiedź z przywiązanymi do nóg słomianymi kulami, Ksiądz z wiaderkiem i kropidłem, grajek, kominiarz oraz żandarm na drewnianym koniku. Żandary to tradycja wielkanocna, która występuje tylko w jednej z poznańskich dzielnic Ławicy.
– Chodzimy od domu do domu, witamy gospodarzy i odpędzamy złe duchy, żeby cały rok był dobry dla tych ludzi – powiedział jeden z Żandarów.
Tradycja Żandarów jest kultywowana od końca I wojny światowej. Obrzęd rozpoczyna się po mszy w miejscowym kościele. Po jej zakończeniu mężczyźni przebierają się i wyruszają w pochodzie. Żandary składają życzenia gospodarzom domów, smarują twarze domowników, a dzieci i młodzież polewają wodą. W zamian żądają jajek do koszyka oraz pieniędzy, za które urządzają potem zabawę.