Komu domek jednorodzinny? Poznań sprzedaje działki!

Dotąd pod młotek głównie szły duże nieruchomości lub działki pod całe osiedla. Teraz miasto postanowiło wyjść naprzeciw zwykłym poznaniakom i przygotowało do sprzedaży prawie 100 działek pod budownictwo jednorodzinne.

– Oferta działek dla mieszkańców nie była ofertą dużą – wyjaśnił wiceprezydent Mirosław Kruszyński. – Chcieliśmy to zmienić i dlatego w naszej ofercie znalazło się blisko 100 działek, a część już się udało sprzedać. W przyszłości chcemy tę ofertę poszerzać.

Działki są rozrzucone po całym mieście, z wyjątkiem ścisłego centrum. Około 50 działek znajduje się na Strzeszynie, 38 na Szczepankowie i w tej lokalizacji działek będzie jeszcze więcej, na Podolanach, Smochowicach i Świerczewie.
– Chodziło nam o to, żeby zainteresowani mieli wybór – tłumaczył Paweł Diakowicz, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta Poznania. – Oferta jest więc zróżnicowana i skierowana do różnych inwestorów.

I rzeczywiście tak jest: w ofercie są niewielkie, 300-metrowe działki pod szeregowce ale też po 1000 metrów dla domków jednorodzinnych. Niektóre z nich są uzbrojone, inne nie, niektóre mają dostęp od drogi, lokatorzy innych będą sobie musieli sami drogę zbudować.

Wszystkie działki można znaleźć w katalogu wydanym przez miasto i na miejskiej stronie internetowej, gdzie jest specjalna zakładka z nieruchomościami na sprzedaż. To ważne, ponieważ wszystkie miejskie nieruchomości są sprzedawane w innym trybie niż prywatne – w trybie przetargu ustnego, pisemnego lub podczas rokowań. Przetarg ustny to po prostu licytacja, gdzie działkę kupuje ten, kto da najwyższą cenę. Terminy licytacji także są ogłaszane na stronach miasta. Przetarg pisemny jest rozwiązaniem używanym w przypadku sprzedaży nieruchomości o skomplikowanym przeznaczeniu, a rokowania przeprowadza się wówczas, gdy nieruchomości nie uda się sprzedać w pierwszym i drugim przetargu.

Wszystko to wpływa na cenę działek. Paweł Diakowicz określił najczęstszą cenę na 200-300 tysięcy złotych. I ta cena już nie sprawia wrażenia, jakby była przeznaczona dla zwykłego poznaniaka. W stolicy Wielkopolski średnia cena działki budowlanej jest sporo niższa. Tu oczywiście też wiele zależy od wielkości i położenia, ale najczęstszą ceną jest 150 tysięcy złotych.

Oferta miasta jest więc sporo droższa, jednak takie ceny wynikają z oceny biegłych, których zgodnie z prawem Wydział Gospodarki Nieruchomościami powołuje, by ustalić cenę działek przygotowywanych do sprzedaży.   
– Przygotowany przez niego operat szacunkowy jest podstawą do określenia ceny – tłumaczył wiceprezydent. – Cena w przetargu nie może być niższa niż wycena biegłego.

Biegli wyceniają nieruchomość biorąc pod uwagę jej położenie wielkość, przeznaczenie, możliwość zagospodarowania, no i aktualne ceny na rynku. Muszą być profesjonalistami: są wyłaniani w drodze przetargów publicznych, więc ich kompetencje są weryfikowane, jak tłumaczą przedstawiciele miasta. A skoro tak, to dlaczego nieruchomość sprzedawana przez miasto jest droższa niż przeciętna inna nieruchomość na poznańskim rynku?  

Zdaniem wiceprezydenta Kruszyńskiego to nie problem – przecież jeśli nieruchomość okaże się za droga, nikt jej nie kupi, miasto ogłosi drugi przetarg, a w nim cenę będzie można obniżyć nawet do 50 procent. A jeśli i wtedy się nie sprzeda – można przystąpić do rokowań z potencjalnymi nabywcami i dogadać się co do ceny.

Pytanie tylko – po co? Czy nie można by od razu zgłosić realnej ceny, biorąc pod uwagę rzeczywiste ceny za nieruchomości podobnego typu w mieście i sprzedać ją za pierwszym podejściem? Wtedy miasto szybciej pozbywałoby się zbędnych budynków i gruntów, szybciej spływałyby pieniądze do budżetu, nie bez znaczenia jest też fakt, że pracownicy WGN mieliby znacznie mniej pracy, bo nie musieliby przygotowywać drugiego przetargu czy rokowań. Przy takim trybie postępowania pewnie byłoby znacznie mniej problemów ze sprzedażą na przykład terenu po dworcu PKS, radni znacznie rzadziej wytykaliby WGN nierealne ceny czy brak gospodarności, łatwiej byłoby też zrealizować założone wpływy do budżetu ze sprzedaży nieruchomości. Widać to wyraźnie choćby na przykładzie działek pod zabudowę mieszkaniową jednorodzinną – w ubiegłym roku odbyło się około 70 przetargów, ale tylko 30 procent z nich zakończyło się pozytywnie, czyli sprzedażą…

Jednak to proste wydawałoby się rozwiązanie nie zyskało uznania w oczach wiceprezydenta i dyrektora Diakowicza.