Jak strażacy nurkowali po… skarby

Ćwiczyli, by w razie potrzeby sprawnie wyciągnąć tonącego czy też zatopione, skradzione lub zaginione cenne przedmioty. Kilkudziesięciu strażaków-nurków brało udział w zgrupowaniu szkoleniowym z zakresu prowadzenia prac podwodnych.

35 strażaków ze Specjalistycznych Grup Ratownictwa Wodno–Nurkowego z Poznania oraz Konina, Kalisza, Kościana i Piły przez dwa dni ćwiczyło nurkowanie w jeziorach Kierskim i Strzeszyńskim.

– Już po raz dziesiąty wspólnie spotykamy się na tego typu szkoleniach. W środę ćwiczyliśmy nad jeziorem Kierskim, tam nurkowaliśmy nawet poniżej 30 metrów, a dziś na około 16-17 metrów, gdyż jezioro Strzeszyńskie właśnie taką ma głębokość – powiedział Michał Kucierski, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu.

– Takie szkolenia są potrzebne. Zawsze, podczas każdej tego typu akcji musimy wiedzieć jakie podjąć działania, gdy ratujemy ludzkie życie liczy się każda sekunda – dopowiada komisarz Dariusz Białkowski, komendant komisariatu wodnego policji. – Nigdy nie wiadomo, ile dana osoba wytrzyma pod wodą, czy będzie to pięć minut czy tylko dwie, wszystko zależy od organizmu człowieka i jego wytrzymałości.

Podczas takich akcji jak ta nie tylko nabiera się dodatkowego doświadczenia i wiedzy. To także doskonała okazja do wypróbowania nowego sprzętu i sprawdzenia wszelkich jego możliwości. A było co sprawdzać tym razem…
– Naszym nowym nabytkiem jest ten duży samochód ratownictwa wodno–nurkowego, mamy go od maja tego roku – dodał Białkowski. – Zaopatrzony jest we wszystko, co jest niezbędne do ratowania ludzkiego życia, ale także do sprawnych poszukiwań różnych cennych przedmiotów. Gdybyśmy sami chcieli przeszukać chociażby to jezioro, a naszym celem byłaby na przykład tablica rejestracyjna czy broń trwałoby to tygodniami. A ten samochód jest wyposażony w sonary, dzięki którym nawet tak niewielkie przedmioty jesteśmy w stanie odnaleźć w dwa-trzy dni.

Jednak nie tylko ze względu na potencjalne zaginione skarby czy też ukrytą broń z bandyckich napadów strażacy schodzili dziś pod wodę. Drugim powodem jest nadchodząca zima – i lód. Za jakiś czas jeziora będą zamarzać, a mimo ostrzeżeń, których strażacy nie szczędzą co roku, zawsze znajdą się chętni, którzy zechcą pospacerować po lodzie nie sprawdzając wcześniej, czy jest on dostatecznie gruby i stabilny. A ratowanie człowieka, pod którym załamał się lód, to poważna i skomplikowana operacja. Pierwszą czynnością, jaką powinniśmy wykonać, jest wezwanie pomocy, bo w takiej sytuacji najlepiej, by ratowaniem zajął się specjalista. Oczywiście to nie znaczy, że osoba, która zauważyła tonącego, nic nie może zrobić. Musi jednak przy próbie udzielenia pomocy przestrzegać kilku podstawowych zasad.

– Pamiętajmy, żeby nigdy nie podawać bezpośrednio ręki, bo podejście zbyt blisko może sprawić, że pęknięty lód zapadnie się także pod ratownikiem albo tonący wciągnie go pod wodę – tłumaczy Kucierski. – Możemy użyć gałęzi, deski, sanek, nawet szalika lub powiązanych ubrań i wtedy spróbować wyciągnąć tonącego na brzeg.
 
Co roku strażacy–nurkowie biorą udział w kilkudziesięciu akcjach na terenie całej Wielkopolski.