Jak kształcić studentów, żeby chciał ich rynek?

Pytanie, wydawałoby się, z gatunku oczywistych. Zwłaszcza dla wyższych uczelni, w dobie bezrobocia i niżu demograficznego. A jednak nie, sądząc po statystykach urzędów pracy dotyczących absolwentów szkół wyższych, którzy bezskutecznie szukają pracy. Dlaczego tak jest?

Na dobrą sprawę to pytanie pownni zadawać sobie wszyscy specjaliści kształcący studentów w jakiejkolwiek dziedzinie – jednak jak dotąd odważnych chcących przewrócić do góry nogami uświęcone i niezmienne od lat zasady tego, jak powinny wyglądać i jaką wiedzę dawać studia wyższe, jest niewielu.

Niektórzy z nich pracują na Wydziale Prawa Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu. To oni postawili sobie pytania: czego potrzebują pracodawcy od absolwentów prawa, na czym zależy studentom i czy uczelnie słuchają rynku projektując nowe kierunki? Odpowiedzi na te pytania skłoniły ich do szukania nowych rozwiązań, jeśli chodzi o kształcenie prawników.

– Pytam studentów, kto, kiedy dostanie zadanie od szefa w kancelarii, sięga po Google – mówi profesor Ryszard Sowiński, prawnik i autor bloga NowoczesnaKancelaria.pl. – I wszyscy podnosza ręce…

A to, zdaniem profesora Sowińskiego, świadczy o tym, że sposób uczenia prawników musi się zmienić, bo w Google może przecież wejść każdy. Podstawy prawa nie są już wiedza tajemną, zwłaszcza dla tych, którzy potrafią korzystać z internetu i wiedzą, gdzie znaleźć wiarygodne porady. Ale to nie znaczy, że prawnik stał sie niepotrzebny. Jego rola się po prostu zmienia.
– Teraz prawnik pracujący dla firmy ma nie tylko przygotowywać dla niej dokumenty czy umowy – tłumaczy profesor Sowiński. – Ale przede wszystkim ma korzystając ze swojej wiedzy znajdować dla niej dobre, korzystne rozwiązania. I to zaraz. Nie może być tak, że jedziemy z jakąś sprawą do mecenasa na drugi koniec miasta, zupełnie nie rozumiemy, co mówi, i jeszcze czekamy tydzień na odpowiedź…

W WSB postanowiono więc zmienić system kształcenia prawników na bardziej przyjazny rynkowi pracy i późniejszym klientom obecnych studentów. Standardy kształcenia przestały obowiązywać dwa lata temu, uczelnie mają dużą autonomię w kreowaniu programów autorskich i to minister uruchomia dany kierunek na podstawie decyzji Polskiej Komisji Akredytacyjnej – idealny czas, by zacząć kształcić studentów w nowoczesny sposób.

Uruchomienie nowatorskiego kierunku studiów to tylko finał długiej i żmudnej pracy, która musi to poprzedzać.
– Szczególną wagę przykładamy do konsultacji, pytaliśmy o zdanie także praktyków, pracodawców, radców prawnych – wylicza Karol Cyrulik, dyrektor generalny Wyższej Szkoły Bankowej. – I jak dotąd opinia jest bardzo pozytywna, zwłaszcza jeśli chodzi o nowe zasady komunikowania się z klientami…

Także studenci przestawili się bez problemu, ale to akurat nie powinno dziwić.
– My kształcimy ludzi, którzy jednocześnie pracują – zwraca uwagę dyrektor Cyrulik. – A więc w niedzielę się uczą, a w poniedziałek tę wiedzę stosują w praktyce. Doskonale więc wiedzą, co im się przyda, a co nie. Zainteresowanie kierunkiem jest ogromne, coświadczy o tym, że był to trafiony pomysł.
– Student odczuwa pewne niedostosowanie otrzymywanej wiedzy do potrzeb – dodaje profesor Sowiński. – Wiedza jest powszechna, więc my się nastawiamy na umiejętności. Oczywiście, młodym ludziom może być trudniej w pracy, ale przecież żyją w tych czasach i muszą im sprostać…

I podobnego zdania są studenci. Na przykład Bartłomiej Majchrzak z V roku prawa na UAM.
– Konserwatyzm jest cenny, ale nie oznacza, że trzeba się zamykać na nowości – mówi. – Zmiany nie wywołują u mnie obaw, raczej ekscytację, że pojawi się coś nowego. Musimy iść z duchem czasu.

Dyrektor Cyrulik zwraca też uwagę, że studia po trzech latach kończy licencjat. I to jest moment, kiedy student może podjąć decyzję, czy chce dalej studiować prawo – czy jednak woli zmienić kierunek studiów.
– W ten sposób otwieramy im nowe drogi i dajemy możliwość wyboru – wyjaśnia.

A co na to środowisko poznańskich prawników, powszechnie uchodzące za mocno konserwatywne i nie lubiące zmian?  
– Uważamy, że wzrost konkurencyjności sprzyja wzrostowi jakości usług – śmieje się dyrektor Cyrulik.