The Four Seasons Restaurant: psychodeliczna podróż

Świetnie zagrany, niezwykle sugestywnie zaprezentowany i kreatywnie wykorzystujący wszystkie nowoczesne możliwości techniczne Sali Wielkiej Zamku. A jednak nie do końca przekonujący.

Castellucci i jego zespół Societas Raffaello Sanzio zaplanowali swój spektakl jako – jak to określili – “hipnotyczną podróż przez historię obrazów, opowieść o bezkompromisowości i ryzyku, z jakim wiąże się każdy akt twórczy”. Inspiracją do spektaklu był cykl abstrakcyjnych prac Marka Rothki, które malarz stworzył dla Seagram Building w Nowym Jorku, jednak zrezygnował z zamówienia, a nawet zwrócił pieniądze, gdy dowiedział się, że obrazy mają zawisnąć w restauracji. Tę opowieść była dla Romea Castelluciciego pretekstem do rozważań na temat powierzchowności świata i znaczeniu sztuki, często, nawet tej n najwyższympoziomie, sprowadzanej wyłącznie do rozrywki.

Czego jak czego, ale tego, że służy do rozrywki, z pewnością o spektaklu The Four Seasons Restaurant nie można powiedzieć. To była rzeczywiście podróż, nie tyle hipnotyczna co z pogranicza psychodelicznego snu, który wciąga z ogromną siłą w przestrzeń umysłu śniącego i prezentuje rzeczywistość zgodnie z logiką snu – wszystko składa się tu z nieoczekiwanych przeskoków myśli, przestrzeni, czasów i dźwięków, przejaskrawionych psychodelicznych obrazów w zasadzie nie powiązanych ze sobą. To znaczy – nie powiązanych dla tych, którzy nie śpią.  Gdy jednak widz odważy się poddać wizji reżysera, fenomenalnie zresztą zagranej przez zespół, zagłębi się w niej, wszystko zaczyna się układać – jak w koszmarnym śnie.

Przeskoki od siermiężnych strojów aktorek rodem z ubogiego sierocińca lub szkoły lat 20. ubiegłego stulecia do fragmentów “Śmierci Empedoklesa” Friedricha Hölderlina, sceny ponownych narodzin i wirującej przestrzeni do złudzenia przypominającej jeden z tych koszmarów, w których spada się w otchłań nie mogąc się zatrzyamć – niezwykle sugestywnie przedstawiło przekonanie reżysera o tym, że produkujemy dzieła sztuki, by unaocznic ich upadek.

Kwestia tylko, czy rzeczywiście trzeba aż tak patetycznego, nielogicznego i psychodelicznego koszmaru, by przedstawić to niewątpliwe ważne przesłanie. Bo w takiej formie naprawdę nie każdy widz jest w stanie je zrozumieć – przecież każdy z nas ma swoją własną logikę snu, najczęściej diametralnie różną od logiki reżysera.