My-Poznaniacy – rozłam staje się faktem

Po niemal trzech miesiącach konfliktu część członków Stowarzyszenia My-Poznaniacy postanowiła opuścić szeregi organizacji. Zapowiadają jednak, że dalej będą działać dla dobra Poznania i poznaniaków.

O Stowarzyszeni My-Poznaniacy po raz pierwszy głośno zrobiło się w 2008 roku. Wówczas to, przy okazji niejasnych decyzji władz miasta podczas uchwalania studium zagospodarowania przestrzennego, zawiązało się stowarzyszenie. Od tego czasu My-Poznanicy podejmowali wiele ważnych dla Poznania tematów. Niestety, wraz z rozwojem organizacji pojawiły się też konflikty. Największy z nich znalazł swoje rozwiązanie w poniedziałek, podczas specjalnej konferencji prasowej.

Najważniejsza decyzja członków Stowarzyszenia jest taka, że… organizacja się rozpada. Ze stowarzyszenia postanowiła odejść znaczna część członków, m.in. pięciu współzałożycieli. Jak mówią, jest to finał konfliktu, który pojawił się niemal trzy miesiące temu, kiedy to nie doszło do demokratycznych wyborów zarządu. Przez te trzy miesiące członkowie mieli jeszcze nadzieję na rozwiązanie problemu. Niestety, nie doszło do tego.

– Mówimy w imieniu dużej części, a według naszych informacji, nawet większości członków stowarzyszenia, którzy są zmęczeni tym wszystkim co się dzieje i tym konfliktem – relacjonował Lech Mergler, współzałożyciel My-Poznaniacy. – To jest taka ulga dla nas wszystkich, że to się kończy. Być może popełniliśmy błędy, być może nie dość się staraliśmy, po prostu nie wyszło nam rozwiązanie naszych wewnętrznych problemów. To duża większość, trzy czwarte założycieli. Rozwiązanie następuje poprzez wyjście z sytuacji konfliktowej, czyli w tym przypadku wyjście ze stowarzyszenia.

Wszyscy członkowie stowarzyszenia, którzy opuszczają szeregi organizacji pdkreślali, że nie był to czas stracony. Udało się bowiem obudzić ducha społecznego w Poznaniu, czego przykładem jest chociażby większa aktywność mieszkańców naszego miasta w miejskich organizacjach pozarządowych i konsultacjach miejskich. Byli już przedstawiciele “My-P” podkreślali również, że nie chcą tworzyć konfliktu i być organizacją, która wewnętrzne spory toczy w sądach.

– Nie chodzi o kontynuowanie tematu publicznie. Chcemy to powiedzieć, zamknąć temat i iść dalej, pracować dla mieszkańców i dla miasta. To zamknięcie jest jednocześnie otwarciem. Otwieramy coś nowego, niebawem poinformujemy co. To nie jest tak, że to się rozproszyło, my jesteśmy zorganizowani. Gdybyśmy jeszcze teraz powiedzieli, żeby poczekać, to by się te 60 osób wypisało. My organizujemy ludzi, a nie buntujemy – podkreśla Mergler.

Powodów rozpadu Stowarzyszenia jest kilka, ale największym punktem zapalnym okazały się nieudane wybory nowego zarządu.
– W ciągu tego czasu próbowaliśmy rozwiązać kryzys metodami demokratycznymi, sposobem na wyjście z kryzysu miały być wybory. Pierwsze nie do końca się udały, dwie osoby nie zrezygnowały z bycia członkami zarządu – opowiada Maciej Wudarski, były wiceprezes Stowarzyszenia. – Nie chcemy wnikać, czy to są formalnie prawidłowe decyzje czy nie – to mógłby rozstrzygnąć sąd, a my nie chcemy w to wchodzić. Ostatnie działanie zarządu, w którym decyzją administracyjną dokoptował 3 osoby do zarządu, nie ma uchybień formalnych. Natomiast my nie chcemy w takim stowarzyszeniu pracować, gdzie takie decyzje zapadają. To po prostu, według nas, urąga demokracji.

Na inne powody rozpadu wskazywał Andrzej Białas, były prezes zarządu My-P.
– To co nas niepokoi to również rosnący wpływ establishmentu politycznego na stowarzyszenie. Została złamana pewna zasada równego dystansu do wszystkich partii politycznych. Ja osobiście nie chcę się zgodzić z sytuacją, w której chcąc współpracować z jedną z opcji politycznych w ramach projektu dla Poznania nazywany będę kolesiem, a popieranie innych opcji będzie lepiej widziane. Przyjeliśmy kiedyś założenie równej zależności z wszystkimi lokalnymi opcjami politycznymi dla dobra Poznania – mówił Białas.

Rozpad stowarzyszenia może być ciosem dla wszystkich poznaniaków, którzy mieli nadzieję na powstanie oddolnej, społecznej i realnej siły, która mogłaby przełamać monopol na rządzenie Poznaniem przez Platformę Obywatelską. Andrzej Białas podkreśla jednak, że rozpad stowarzyszenia nie powinien mieć wpływu działalność jego członków.
– To zależy od wyznaczonego celu. Naszym celem nigdy nie była dążność do zajmowania pozycji, tylko działalność społeczna. Z tego to się narodziło w 2008 roku. Według mnie w Poznaniu zmiany są kolosalne! Czynnik społeczny, obojętnie który, zaczął być partnerem w rozmowie z miastem, radą miasta i tak dalej. Szczerze mówiąc nie ważne, kto będzie rozmawiał z tym miastem, z władzą – byle to byli mieszkańcy lub organizacje w jakikolwiek sposób na terenie Poznania działające i reprezentujące mieszkańców. W mieście zmieniło się dużo i bedzie się zmieniało jeszcze bardziej.

Nie wiadomo, co będzie dalej ze Stowarzyszeniem. Członkowie, którzy opuścili stowarzyszenie zapowiadają, że swoje plany przedstawią wkrótce. Na razie funkcjonować przestała strona internetowa My-Poznaniaków. Aktywny jest za to profil na Facebooku.

Czytaj też:

Debata o Poznaniu – było gorąco!