Restaurant Day: jednodniowe restauracje kusiły smakami

Fasola adzuki, kasza bulgar, no i figa z makiem i z pasternakiem – takie oto smakołyki i wiele jeszcze innych oferowały jednodniowe restauracje podczas Restaurant Day w Galerii Malta.

O tym, że tu się gotuje coś dobrego, świadczyły nęcące aromaty przeróżnych dań dobywające się ze stoisk jednodniowych restauracji. Nie wszystkie były znajowe, ale wszystkie wydawały się bardzo apetyczne, a dodatkową zaletą było to, że autorki dań chętnie i przystepnie wyjaśniały, co z czego jest zrobione. Amatorzy dobrej kuchni mogli się więc dowiedzieć wielu interesujących i niezwykłych rzeczy o kuchni…

Zaraz po wejściu można było natknąć się na restaurację „Apetyt Rośnie”, zarządzaną przez  studentki Technologii Żywienia Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu z Olą Niparko, uczestniczką polskiej edycji programu MasterChef na czele. Jej przepisy można znaleźć na blogu www.nutkasmaku.blog.pl. A co było do zjedzenia?

– Tu mamy tartaletki z jabłkiem i kardamonem, a do tego pyszny sos pomarańczowy – zachwala Małgorzata Zmyślona, także z personelu restauracji “Apetyt rośnie”. – Tu są bułki z mąki pełnoziarnistej, a tu kilka wersji humusu, między innymi z kolendrą i ciecierzycą.

Nieco dalej stoi panna cotta z listkiem bazylii. To zestawienie było dla twórczyń restauracji prawdziwym kulinarnym odkryciem.
– Nawet nie spodziewałyśmy się, że to aż tak zmieni smak – mówi pani Małgorzata.
– Podczas pracy zawsze pojawia się pomysł na coś nowego – śmieje się Ola Niparko. – Przykładem jest też krem z malinami: dolna warstwa jest z limonką, górna z wanilią…

Trufle zbożowe, które leżą obok, są zrobione z płatków owsianych orkiszowych z bakaliami, więc choć słodkie, są zdrowe, a przy tym odżywcze i bardzo smaczne.  Ale znajdujący się obok sernik już nie wygląda tak zdrowo – raczej bardzo podejrzanie. No bo kto kiedy widział sernik w kolorze zielonym?

– On jest barwiony japońską herbatą matcha, jest tu też ekstrakt z morwy – wylicza pani Małgorzata. – To sprawia, że ma nieco inny, taki rześki smak…

W wielkim garnku kipi z kolei zupa na ostro z fasolą adzuki – to odmiana fasoli w czerwonej skórce, znacznie delikatniejszej w smaku i mniej mączystej niz tradycyjne odmiany. A w misce zachwyca kolorami marokańska sałatka z kaszą bulgur i ciecierzycą.
– Kasza bulgur to rodzaj kaszy pszennej wyrabianej na Bliskim Wschodzie, trochę przypominającej kuskus – wyjaśnia pani Ola. – Jest tu też marchew, czerwona cebula, a te żółte kulki to właśnie ciecierzyca.

Dlaczego ciecierzyca jest teraz tak mało popularna? Zresztą nie tylko ona: nie jada się już w Polsce, przynajmniej na większą skalę, owoców morwy, nie pije kawy zbożowej…
– Myślę, że to jest tak jak kiedyś było z czarnym chlebem – wyjaśnia pani Ola. – Kojarzył się z biedą, z ciężkimi czasami, więc ludzie nie chcieli go jeść, bo to jadła biedota, biały chleb był oznaką wyższego statusu. Tak samo ciecierzyca, która kiedyś była bardzo popularna, teraz jest rzadko spotykana, bo często jadło się ją w czasie okupacji, więc źle się kojarzyła. Tak samo niegdyś kojarzyły się podroby. Ale my staramy się przywracać tradycje, czytamy stare książki kucharskie, szukamy przepisów, zresztą w czasie gotowania też się sporo nasuwa…

I rzeczywiście różnorodność zdrowych dań może przyprawić o zawrót głowy. Na paterze pysznią się ptysie, oczywiście orkiszowe, z kremem z koziego sera, elementem egzotycznym, ale też zdrowym są quesadillas z farszem z baraniny i sosem guacamole z awokado, a na ogniu grzeją się już pierogi z orientalnym farszem mięsnym…

Ale tuż obok jest druga restauracja: to “Figa z makiem” poznanianki Marii Hirowskiej, która prowadzi kulinarnego bloga www.antoshkowesmaczki.pl.  Tu tym razem królują dania wegetariańskie i wegańskie.
– Restauracja nazywa się “Figa z makiem” i mamy tu figę z makiem i z pasternakiem, to kiedyś była popularna potrawa wigilijna – opowiada pani Maria. – Mamy zresztą trzy potrawy z pasternakiem…

Ale oprócz pasternaku warto zauważyć i spróbować ciasta wegańskiego bez jajek z warzywami albo ciasta na buraczkach z syropem z agawy, który słodzi ciasto. Jest tu też panna cotta, ale w wersji dla alergików, bo z mleka migdałowego i z cukrem muscovado.
– Sto procent wegańskie – zapewnia pani Maria. – A cukier muskovado to brązowy cukier pochodzący z Madagaskaru o wyraźnym posmaku kawy. Żeby podkreślić ten smak dodałam jeszcze kawowej benedyktynki. Jest też twarożek z orzechów nerkowca dla osób, które nie mogą jeść twarożku z mleka. Taka kuchnia jest doskonała dla alergików.

Kawałek dalej leży ciasto z płatków osianych pokrojone w kostkę.
– To doskonałe danie śniadaniowe – zapewnia pani Maria. – Płatki owsiane są zapiekane z migdałami, kokosem, żurawiną i rodzynkami, wystarczy dodać trochę wody i zapiec. Mam też kompot z owoców jujuby, bardzo zdrowych o tej porze roku, z daktylami, figami i bez grama cukru. A jest naprawdę słodki, słodycz owoców wystarczy.

Jest tu mnóstwo kolejnych niezwykłych dań: placuszki z pasternaku z kozim serem, ser wegański z orzechów nerkowca z suszonymi na słońcu pomidorami i czarnuszką. Czarnuszka jest zresztą w wielu daniach, bo pani Maria jest jej wielką zwolenniczką. Nic, tylko wybierać i smakować!

A obok, na stoisku galerii zdrowych zakupów Natoobe, można znaleźć wszystko, co zostało wyprodukowane w zgodzie z naturą i nie zawiera sztucznych dodatków.
– Mamy tu sery łomnickie od świeżych po dojrzewające – pokazuje Adam Turowiec z Natoobe. – O, to można poznać po skórce, która się tworzy. Mamy też pierogi z kozim serem w wersji ruskiej, ze szpinakiem lub kaszą. Kiedyś ser kozi nie był aż tak popularny, ale teraz aż chwilami jest kłopot z dostaniem mleka, bo popyt jest większy niż podaż…

Na stoisku jest też trochę egzotyki: bułgarska liutenica w słoiczkach, konfitury wszelkeigo rodzaju, kasze i maki produkowane zgodnie z naturą, surowe kakao bez chemicznych dodatków, masło orzechowe, w którym 90 procent zawartości to orzechy – i wiele innych przysmaków.
– Masło jest też w wersji z odrobiną cukru dla dzieci – mówi pan Adam. – Ale tego bez soli i cukru używam do pieczenia mięsa, daje świetny aromat, nadaje się także do słatek.

Na każdym kolejnym stoisku można by spędzić cały dzień – i próbować, próbować, próbować… Niestety, nawet największy smakosz nie jest w stanie wypróbować wszystkiego, co jest tu do kupienia, choć może próbować aż do godziny 20. Pozostaje więc tylko liczyć na to, że wkrótce ponownie jednodniowe restauracje zagoszczą w Poznaniu. I znów przygotują coś pysznego…