Balladyna z GMO, czyli nowe oblicze szkolnej lektury w Teatrze Polskim

Pasja poszukiwawcza i chęć spojrzenia na klasyków  z nowego, współczesnego punktu widzenia – oto, co kierowało Krzysztofem Garbaczewskim i Marcinem Cecko, gdy postanowili przygotować premierę “Balladyny” dla Teatru Polskiego w Poznaniu. I z pewnością będzie to niezwykły spektakl, z klasyka Juliusza Słowackiego nie mający zbyt wiele wspólnego. Chociaż…

Trzeba zacząć od tego, że tę “Balladynę” napisał nie Słowacki, a właśnie Marcin Cecko, znany, awangardowy poeta. W jego współczesnej wersji akcja spektaklu toczy się w województwie kujawsko-pomorskim, w laboratorium biochemicznym położonym nad Gopłem, a Alina i Balladyna pracują nad modyfikacją genetyczną nasion roślin uprawnych dla rolników z okolicy. Życie upływa im spokojnie do chwili, gdy pracownik techniczny Grabiec podczas pomiarów na zamarzniętym Gople wpada do przerębli, a gdy zostaje uratowany, twierdzi, że widział na dnie jeziora cudowną, nieludzką istotę, w której się zakochał…

Jednak przeniesienie akcji we współczesność to oczywiście nie wszystko. Można nawet powiedzieć, że to zaledwie punkt wyjścia.
– Szukaliśmy w tym dramacie tego, co najważniejsze – wyjaśnia Marcin Cecko. – Nie chodziło o uwspółcześnienie jej na siłę, ale o próbę porozumienia się z widownią jej językiem. To próba dyskursu o naturze w środowisku laboratorium biogenetycznego, gdzie pracują Alina, Balladyna i ich matka.

– To ikoniczny tekst polskiej kultury, który znają wszyscy – dodaje Krzysztof Garbaczewski, reżyser spektaklu, laureat Paszportu Polityki. – A to z kolei daje możliwość podjęcia pewnej gry z widownią…

Autorzy spektaklu podkreślają, że to “Balladyna” napisana nie przez Juliusza Słowackiego, a przez Marcina Cecko. Różni się więc od oryginału nie tylko osadzeniem we współczesności, ale też bardziej współczesnym spojrzeniem na wieel rzeczy. Między innymi naturę i modyfikacje genetyczne.

– Natura nie jest dla nas tworem fantastycznym i tajemniczym jak dla romantyków, czego świadectwem juest postać Goplany – tłumaczy Marcin Cecko. – Stąd pojawiło się laboratorium biochemiczne. W końcu dochodzimy do tego, że przemiana kogoś w drzewo stanie się naukowo możliwa, to nie będzie tylko bajka…

Współczesność odcisnęła także swoje piętno na przedstawieniu konfliktu między Aliną i Balladyną. W wydaniu Cecki i Garbaczewskiego to znów nie jest takie proste.
– Chciałem uniknąć sytuacji, w której opowiadamy o złej kobiecie. Tylko – podkreśla dramaturg. – To kobiecość jako taka jest jedną z głównych bohaterek tego spektaklu.
– To była dla mnie pewna trudność – dodaje śmiejąc się reżyser. – Dla mnie jako dla mężczyzny zmierzenie się z postacią kobiecą, z badaniem psychiki kobiecej i  tego, jak ona jest zorganizowana…

A czy reżyserowi i dramaturgowi udało się odkryć meandry kobiecej psychiki i pokazać klasyczny tekst w nowatorski, ale nie udziwniony sposób – okaże się podczas prapremiery spektaklu, która będzie miała miejsce 25 stycznia.