Nieczęsto się zdarza okazja do spaceru po dnie jeziora, i to jeszcze bez zamoczenia nóg. Na taką dość nietypową konferencję prasową zaprosił dziennikarzy prezydent Ryszard Grobelny. Wszystko po to, by zobaczyć, że dno jeziora jest już czyste i gotowe do ponownego napuszczenia wody. A czego w jeziorze znaleziono najwięcej?
– Ryb – śmieje się Ryszard Żukowski, dyrektor Poznańskich Ośrodków Sportu i Rekreacji. – Dokładnie 21 ton i 742 kilogramy. Zostały sprzedane na zarybienie innych jezior. Ryby pełnią bardzo ważną funkcję, bo przyczyniają się do oczyszczenia jeziora. Było też 1200 kg małży, one z kolei zostały przeniesione do poznańskich stawów.
Niestety, śmieci na dnie też były.
– Znaleźlismy zniszczone ławki, to dowód na wandalizm, a także puszki i butelki, co z kolei jest dowodem lenistwa i pewnego braku kultury – wylicza prezydent Ryszard Grobelny. – Ale i tak śmieci było trochę mniej niż poprzednio i były to raczej takie śmeici typowe dla tego miejsca. Nie było jak w latach poprzednich na przykład tapczanu, który przecież ktoś musiał specjalnie przywieźć nad Maltę, więc można powiedzieć, że sytuacja się poprawia…
Ogółem wywieziono z dna jeziora 50-60 metrów sześciennych śmieci. Butelki i puszki zdecydowanie dominowały, ale znalazł się na dnie też jeden dziecinny rowerek i całkiem spora kolekcja podstaw parasoli ogrodowych. Były też opony samochodowe i – co szczególnie martwi PoSiR – zniszczone ławki, w miejsce których trzeba będzie kupić nowe.
Czytaj także: