Przybywających gości witały wizualizacje wyświetlane na frontowej ścianie i niosąca się w przestrzeni muzyka, a wszystko to stwarzało monumentalny i niezwykle pasujący do tego miejsca nastrój.
Po wjechaniu na drugi poziom przed widzem otwierała się ogromna i niezwykle piękna – jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało w odniesieniu do hali widowiskowej – Sala Ziemi. Mieści się w niej 2 tysiące osób i prawie tyle już tam jbyło, jednak sala w żadne sposób nie przytłaczała ani nie wydawała się za duża. Słynne świetliste linie stropu i ścian przydawały jej fantastycznej lekkości, a sama sala emanowała kameralnością i taką jakąś przytulnością, która sprawiała, że gdy na scenie pojawiła się Macy Gray, miało się wrażenie, że śpiewa dla kameralnego grona kilkudziesięciu osób w niewielkim, klimatycznym pubie…
Charyzmatyczną wokalistkę zapowiedział z właściwym sobie wdziękiem i poczuciem humoru Marcin Prokop – a potem już rozpoczął się ten niezwykły koncert.
Macy Gray w efektownej czerwonej sukni po prostu pojawiła się na scenie i zaśpiewała, a zachwycona publiczność mogła się już tylko po prostu poddać magii jej charakterystycznego, chrapliwego głosu. Soulowe rytmy, frazowanie tak charakterystyczne dla czarnej muzyki, ale u Macy Gray doprowadzone do perfekcji miało w sobie jakąś tęskną magię, której trudno było się oprzeć. Perfekcyjny obraz muzyczny dopełniały Maiya Sykes i Shemika Seacrest, wspaniałe chórzystki Macy Gray, obdarzone nie mniej wspaniałymi głosami.
Wokalistka zaśpiewała dla poznaniaków nie tylko swoje utwory – jednym z muzycznych prezentów było zaśpiewanie słynnego przeboju grupy Eurythmics “Here Comes The Rain Again” w jej własnym niepowtarzalnym stylu, wcale nie gorszym niż równie charyzmatycznej, choć zupełnie innej Annie Lennox. To była czysta rozkosz muzyczna.
Koncert zakończył się czysto polskim akcentem i to wcale nie w wykonaniu Macy Gray. Wokalista poprosiła Andrzeja Byrta, prezesa MTP, by zaśpiewał jedną z polskich kolęd. Prezes dzielnie podjął wyzwanie i czysto odśpiewał pierwszą zwrotkę z towarzyszeniem zespołu wokalistki – a Macy Gray dyrygowała…
Godzinny koncert upłynął nie wiadomo kiedy, wydawało się, że trwał najwyżej 10 minut, chociaż podczas niego Macy Gray wykonała wszystkie swoje największe przeboje, a nawet udało jej się oficjalnie ubraną publiczność porwać do tańca… Jednak to był jeden z tych koncertów, po których zawsze pozostaje niedosyt.