Dokąd zmierza Kolejorz?

Ostatni wysoko przegrane spotkanie z warszawską Legią jeszcze bardziej uwypukliło problemy gnębiące poznańską drużynę od dłuższego czasu. Dotąd kłopoty nie rzucały się w oczy dzięki zwycięstwom odnoszonym w słabym stylu przez zespół trenera Mariusza Rumaka – jednak, jak się okazuje, do czasu.

Problemy pojawiły się już przed bieżącym sezonem. Zarząd poznańskiego zespołu nie był w stanie sprowadzić do klubu dobrego napastnika, który jest konieczny do uzyskania miejsca gwarantującego udział w europejskich pucharach. Po odejściu Rudniewa w kadrze jedynymi napastnikami z doświadczeniem byli jedynie nieskuteczny Bartek Ślusarski oraz mocno krytykowany (chociaż często niesłusznie) Serb Vojo Ubiparip. Wspierali ich jedynie 20-letni Bartosz Bereszyński oraz 19-letni Patryk Wolski.

Mecze w europejskich pucharach wypadły jeszcze nie najgorzej i może to uśpiło czujność działaczy Lecha – choć nie najgorzej nie jest pasującym tutaj określeniem. Poznaniacy z sześciu meczów wygrali zaledwie trzy i już wtedy było widać, że zespół ma ewidentnie problem ze skutecznością. Lechici strzelali średnio zaledwie jedną bramkę na spotkanie.

Sezon ligowy Kolejorz rozpoczął od wysokiej wygranej 4:0 nad Ruchem Chorzów. To zwycięstwo uśpiło już wszystkich. Kolejorz zagrał dobrze i zdecydowanie wygrał to spotkanie, napastnicy poznańskiego zespołu pokazali się z dobrej strony, bo zarówno Ślusarski jak i Ubiparip zdobyli po golu. To dobrze prognozowało na resztę sezonu.

Pierwszy sygnał ostrzegawczy pojawił się w spotkaniu z Górnikiem Zabrze. Kolejorz to zaledwie zremisował, a co gorsza, nie zdobył w tym meczu nawet bramki. Następne spotkanie z GKS Bełchatów to powtórka i wymęczony gol zdobyty w stylu, który nawet największych fanów nie mógł zachwycić.  

Potwierdzeniem słabszej gry była strata punktów w meczu z Pogonią Szczecin. Poznaniacy mimo  przewagi w posiadaniu piłki i gry w przewadze nie byli w stanie zdobyć gola, który dałby Lechowi trzy punkty. Z tego meczu wszyscy zapamiętają przed wszystkim niesamowite pudło Bartosza Ślusarskiego, który z mniej więcej metra nie trafił na pustą bramkę. Ta sytuacja pokazała, jak chimerycznym zawodnikiem jest podstawowy napastnik Lecha.

Mimo tego pudła trener ponownie postawił na Bartka w kolejnym spotkaniu z gdańską Lechią. Kolejorz znowu nie zdobył ani punktów, ani gola. Trener Rumak jednak niezrażony niepowodzeniami konsekwentnie dawał Ślusarzowi kolejne szanse. Ten odpłacił mu się co prawda jeszcze trafieniem w meczu z Piastem Gliwice (w spotkaniu wygranym 4:0), ale na więcej już go nie było stać.

W spotkaniu z Zagłębiem, choć wygranym, nie było z niego wielkiego pożytku, w meczu z Jagiellonią nabawił się kontuzji w 38. minucie (bramki oczywiście nie zdobył) i wrócił do gry dopiero w spotkaniu z warszawską Legią. Tu seryjnie marnując doskonałe sytuacje do zmiany wyniku pokazał, że nie jest zawodnikiem, który może wnieść coś ciekawego do gry zespołu trenera Mariusza Rumaka.

Problemem jest to, że Ślusarza nie ma za bardzo kim zastąpić. Na ławce rezerwowych przeważnie siedzą Serb Vojo Ubiparip, o którym trener Rumak mówił jednak, ze woli jak gra przodem do bramki, Bartosz Bereszyński, który w dwóch spotkaniach z Wisłą i Widzewem nie zaprezentował nic ciekawego, młody Patryk Wolski, który spędził na bosku do tej pory zaledwie 7 minut (zdążył nawet w tym czasie zdobyć bramkę) oraz 40-letni Piotr Reiss, który nie ma sił na cały mecz, a ten sezon jest jego ostatnim w karierze.

Problem był widoczny zwłaszcza w spotkaniu z warszawską Legią. Trener po prostu nie miał kim zastąpić słabego i marnującego stuprocentowe sytuacje Bartka Ślusarskiego.

W Kolejorzu obecnie nie ma wartościowych napastników, a zarząd przez całe lato nie zrobił nic, aby ten stan rzeczy zmienić. Wydaje się to dziwne zwłaszcza dlatego, że pieniądze po sprzedaży Rudniewa w klubie były. Jedyną szansą dla Lecha jest nadzieja, że zarządowi uda się na zimę sprowadzić napastnika, który będzie realnym wzmocnieniem wątłej siły ofensywnej Kolejorza.

W polskiej lidze różne cuda się zdarzają. Prawdopodobnie możliwe jest nawet zajęcie miejsca premiowanego awansem do LE bez posiadania naprawdę skutecznego napastnika w składzie. Ale co będzie potem? Czy jest sens ciągle stawiać na 31-letniego Ślusarza, który wielkich postępów już raczej nie zrobi?