Opuszczony cmentarz przy Samotnej

Spod grubej warstwy liści wystaje samotny krzyż, nieco dalej widać kilka zniszczonych nagrobków. Nie ma ogrodzenia, wiele grobów to już tylko kopczyki ziemi. Tak wygląda cmentarz przy ulicy Samotnej na Dębcu.

Mimo opuszczenia nawet dziś widać, że cmentarz w czasach, gdy go zakładano, zaplanowano bardzo starannie. Teren nekropolii właściwej obsadzono topolami, szpalery drzew wyznaczały głównej aleje, a z dwóch stron zostawiono wolne parcele na rozbudowę. Cały cmentarz malowniczo opadał ku dolinie rzeczki Górczynki i jeszcze dziś rozciąga się z niego jeden z najpiękniejszych widoków w Poznaniu.

Przed wojną był to cmentarz dla mieszkańców Wildy i Dębca. Pochowano tu wiele znanych osób, między innymi Bolesława Gryfa-Marcinkowskiego, kompozytora i twórcę pieśni “Czuj Duch!”. Tutaj chowano też poznaniaków, którzy zginęli podczas pierwszego bombardowania Poznania we wrześniu 1939 roku i więźniów obozów koncewntracyjnych.

Po wojnie jednak o cmentarzu zapomniano na wiele lat. Efekt był łatwy do przewidzenia: zniknęło najpierw ogrodzenie, a później co ładniejsze i cenniejsze nagrobki. Nawet krzyża nie oszczędzono – pozostał po nim tylko wyszczerbiony, ceglany postument. Jeszcze gorzej skończyła kaplica – tę wyburzono na początku lat 90. po odkryciu przez policję, że odbywają się w niej czarne msze.

O cmentarzu powoli zapomniano – cóż, z czasem było przecież coraz mniej ludzi, którzy mieli to pochowanego kogoś bliskiego, skoro ostatnie pochówki miały miejsce w 49. roku. Jednak nadal około 1 listopada można było odkryć miejsca, na których ktoś ogromnym wysiłkiem wypielił chwasty, żeby ustawić choćby jeden znicz czy położyć jeden kwiatek.

Przez ponad 50 lat zajmowała się cmentarzem pani Jadwiga Nyga, która mieszkała w małym domku na cmentarzu – teraz to kupa ruin – póki żyła, opiekowała się nekropolią jak mogła. Niestety, nie żyje od kilku lat…

Teraz zastąpili ją harcerze i kibice Lecha. To dzięki nim cmentarz wygląda dużo lepiej niż kilka lat temu: chaszcze już nie zarastają grobów, przybywa wyremontowanych nagrobków, a na tych krzyżach, na których jeszcze kilka lat temu wisiały zwykłe kartki z nazwiskami zmarłych, teraz pojawiły się metalowe tabliczki. Pięknie odremontowano nagrobek Bolesława Gryfa-Marcinkowskiego – jeszcze kilka lat temu o tym, że tam jest, świadczyła tylko popękana płyta ukryta w wysokich chwastach. Chętniej przychodzą tu też okoliczni mieszkańcy, którzy też sami z siebie postawią znicz czy położą kwiaty.

Ale to wszystko, co mogą zrobić ludzie – a co z właścicielem miejsca? Od kilku już lat cmentarz podlega ponownie wildeckiej parafii kościoła Zmartwychwstańców. Jednak nie widać, by w sytuacji tej nekropolii to wiele zmieniło. Ogrodzenia dalej nie ma, śladu po pracach porządkujących teren oprócz tego, co robią harcerze – też nie. I tylko tak strasznie robi się przykro, gdy na zniszczonych, walących się grobach można przeczytać “Umarł za Polskę”.  Czy za taką śmierć nie należy się choćby remont grobu tego, który oddał życie za ten kraj?