Najwięcej widowiskowych rzeczy działo się na politechnice i tu też było najwięcej chętnych. Uczelnia, trzeba przyznać, przygotowała się na najazd amatorów nauki: od strony wejść do kampusu na wszystkich chętnych czekały programy wydarzeń z dokładnymi opisami, bo rzeczywiście można się było pogubić wśród tych wszystkich atrakcji.
A później już można sobie było wybierać, co chce się zobaczyć: czy jak się buduje okręt podwodny w Auli Magna, a może zobaczyć, co się dzieje z rzeczami zmrożonymi do -196 stopni Celsjusza lub co można zrobić z ciekłym azotem? Miłośnicy silników mogli sobie obejrzeć silniki odrzutowe, a nawet sprawdzić, jak działają. Było też odkrywanie tajemnic wulkanów i lodu oraz zabawa chemia – od wybuchów poczynając na robieniu pianki poliuretanowej, która rosła do niewiarygodnych ilości, kończąc.
Było też coś specjalnie dla pań: pokaz mody przygotowany przez studentów architektury oraz wirtualne studio telewizyjne, w którym mógł wystąpić każdy chętny.
– Chemia mi się bardzo podobała, z takim profesorem to ja bym chciałam mieć lekcje – mówi Paulina, uczennica liceum, która przyjechała z Kórnika. – I w ogóle nauka jest świetna. Ale u nas w szkole to wygląda zupełnie inaczej i wcale nie jest ciekawe.
Przyjaciółce Pauliny, Zosi, najbardziej podobały się wybuchy, ale czeka też na pokaz mody.
– Bo ja się wybieram na architekturę – wyjaśnia. – Ale moda też mnie bardzo interesuje.
Dziewczyny przyjechały tu ze swoją klasa, ale chłopców zgubiły zaraz na samym początku, przy samolocie i silnikach. Atrakcji jest tyle, że każdy od razu pobiegł oglądać to, co go interesuje najbardziej.
– Trochę za dużo tego wszystkiego – przyznają dziewczyny. – Naprawdę nie sposób zobaczyć wszystkiego, co się chce. Taka impreza powinna trwać przynajmniej dwa dni tylko tu, na politechnice. A przecież są jeszcze inne uczelnie…
Czytaj także:
Duchy, wybuchy i efektowne pokazy, czyli kolejna Noc Naukowców