Dziura w budżecie, czyli jaja z poznaniaków?

Najpierw miało to być 30 milionów. Później okazało się, że 50, a może nawet 80 milionów, w zależności od tego, kto liczy i co bierze pod uwagę. Tyle wynosi dziura budżetowa Poznania. Na czym będziemy oszczędzać?

Już wiadomo, że na pewno na oświacie. To tu jest największa dziura, szacowana aż na 78 milionów złotych. Skąd się wzięła?  Wprawdzie, jak powiedział prezydent Ryszard Grobelny, miasto ma rezerwę finansową właśnie dla oświaty, jednak wynosi ona tylko 20 milionów, więc do znalezienia pozostaje “tylko” 58 milionów. Częściowo uda się ją zmniejszyć tnąc pensje nauczycieli i etaty w szkołach – 80 procent wydatków na oświatę w mieście to wynagrodzenia. Jednak wiele z tych cięć da się odczuć dopiero za rok lub dwa – a pieniądze są potrzebne zaraz.

Gorzej będzie też z komunikacją. Nie da się w tym roku uruchomić eletronicznej karty PEKA, bo nie będzie na nią pieniędzy, mniej dostanie też Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne. Firma wystąpiła do miasta o zwiększenie sumy, którą dostaje zgodnie z umową, czyli 321 milionów, ze względu na wzrost kosztów utrzymania taboru. W górę poszło paliwo, no i przybyło sporo nowych tramwajów i autobusów. Mimo że spółka zmniejszyła zatrudnienie o 180 osób, to i i tak za mało na utrzymanie, jeśli częstotliwość kursów taboru MPK ma pozostać na tym samym poziomie. MPK chciałoby dostać dodatkowo 12 milionów, jednak wszystko wskazuje na to, że dostanie zaledwie nieco ponad 4 miliony. A to oznacza rzadziej jeżdżące tramwaje i autobusy.

Po kieszeni dostanie też Zarząd Transportu Miejskiego. Łukasz Domański, dyrektor ZTM, chce powierzyć kontrole biletów i windykacje należności zewnętrznym firmom i zwolnić pracowników działu windykacji oraz kontrolerów. To dałoby znaczące oszczędności finansowe, miałaby też wzrosnąć ściągalność należności. Odmiennego zdania są pracownicy działu windykacji, którzy przyznają, że przez kilka lat ściągalność nie była zbyt wysoka, ale to ze względu na braki sprzętowe i personalne. Teraz dział pracuje już pełną parą i tylko w ubiegłym roku odzyskał dla miasta 4 miliony złotych.
– Likwidacja działu to oddawanie kury znoszącej złote jajka w obce ręce – uważają pracownicy.

Tymczasem podczas najbliższej sesji, która ma się odbyć 25 września, radni mają zadecydować o tym, czy miasto ma… wziąć kolejną pożyczkę. Chodzi o 77 milionów złotych na organizację Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich w 2018 roku. Nie chodzi o wyłożenie takiej kwoty na stół, wystarczy samo zapewnienie, że miasto jest w stanie wyłożyć takie pieniądze – bez tego Poznań nie może starać się o organizację igrzysk.

Stowarzyszenie My-Poznaniacy bezlitośnie wytyka wszystkie niedoróbki i potknięcia budżetowe prezydenta i jego służb.
– Odszkodowanie dla dewelopera w wysokości 34 mln złotych, którego można było uniknąć, jest skandalem – piszą My-Poznaniacy. – Zwłaszcza w czasach cięcia groszowych wydatków m.in. na lekcje pływania, posiłki dla najuboższych, profilaktykę zdrowotną, komunikację miejską czy oświetlenie uliczne. Miasto musi nauczyć się wydawać racjonalnie duże pieniądze, żeby nie wspomnieć przewinień typu stadion czy Termy Maltańskie.

My-Poznaniacy zwracają też uwagę, że brakuje pieniędzy na komunikację, mimo że miasto w tym roku zafundowało poznaniakom podwyżki cen biletów, ale jest na wydanie przewodnika po ścieżkach rowerowych w Poznaniu, a miasto przy takiej dziurze budżetowej poważnie zastanawia się nad wzięciem kredytu na 77 milionów na kolejne igrzyska. Wątpliwości stowarzyszenia budzi też szacowany koszt budowy estakady katowickiej. ich zdaniem zamiast 200 milionów w zupełności wustarczy kilkadziesiąt.

– Jako obywatele musimy nauczyć się walczyć z marnotrawieniem środków publicznych oraz populizmem – podsumowują My-Poznaniacy. – A jednak wygląda to tak, jakby w czasie, gdy sypie się budżet, ktoś robił sobie z poznaniaków jaja.

Czytaj także:

Budżet Poznania i sposoby załatania dziury

Radni nie uchwalili zmian w budżecie – zabraknie na pensje dla nauczycieli?