Furtka, niepełnosprawni i stadion zamknięty na cztery spusty

Sforsowanie furtki, doczekanie się ochroniarza i dopiero wejście na teren obiektu – te wszystkie przeszkody muszą pokonać pacjenci Wielkopolskiego Centrum Rehabilitacji mieszczącego się przy Stadionie Miejskim, jeśli chcą wejść na teren obiektu. Dla osób poruszających się z trudem nie jest to łatwe.

Nasz Użytkownik pan Paweł, który porusza się na wózku i przyjeżdża na zabiegi do centrum, opisał nam kłopoty z wejściem.

– W czasie Euro 2012 mogłem wjechać tylko od ulicy Ptasiej i to jak zostawiłem dowód osobsty – opisuje. –  Ale teraz, jak się Euro skończyło, kazali nam chodzić tak samo! Postawili płot zaraz za sklepem Lecha, między nim a namiotami z piwem, i zamontowali demofon.

Każdy więc, kto chce wejść od tej strony, musi zadzwonić domofonem i poczekać, aż zjawi się ochrona, żeby otworzyć furtkę. A może czasami trwa, bo ochroniarze patrolują teren stadionu i czasami potrzebują dobrych kilkunastu minut, żeby dojść do furtki i ją otworzyć.

– Zdarzyło się, że czekałem 20 minut z zegarkiem w ręku – mówi nasz Użytkownik. – A gdy pan z ochrony wreszcie się zjawił, to stwierdził, że nie słyszał. A cztery razy odkładał słuchawkę. Nie był dla mnie uprzejmy, gdy zapytałem, dlaczego tyle musiałem czekać…

Wszystko z powodu tego, że centrum znajduje się w strefie zamkniętej.
– Taka organizację wprowadziła spółka Marcelin Management – informuje Jolanta Wlazło, dyrektor centrum. – Rzeczywiście w lipcu były pewne problemy z wejściem, trzeba było dojechać. Teraz jest tak, że matki z dziećmi lub osoby niepełnosprawne mogą wjechać pod sam ośrodek, musza tylko przy zapisie na zabieg powiedzieć o tym i podać swoje nazwisko. Osoby, które nie mają takich kłopotów z poruszaniem moga wjechać na parking, skąd mają może 100 metrów do przejścia. A ci, którzy przyjeżdżają miejską komunikacją, mają furtkę z domofonem od strony sklepu Lecha. To już jest najkrótsza droga, jaka może być. Wystarczy zadzwonić.

I właśnie na to wejście skarży się pan Paweł. To przed nim czekał kilkanaście minut.
– To naprawdę mnie dziwi, bo z naszej siedziby widzimy, jak ochroniarz zaraz wychodzi, gdy tylko słyszy dzwonek – mówi dyrektor Wlazło. – Moze to się zdarzyło okazjonalnie, gdy akurat był gdzie indziej.

I może właśnie tu jest problem – bo przecież do obowiązków ochroniarza nie należy pilnowanie furtki i  otwieranie jej, ale pilnowanie porządku na stadionie i wokół niego. Wystarczy więc, by poszedł na obchód terenu, który jest przecież rozległy, by pacjent dzwoniący do furtki musiał sobie poczekać na jej otwarcie.

Dyrketor Wlazło powiedziała, że z czasem zostanie zamontowany nowy domofon, który będzie znajdował się już w samym centrum i to jego pracownicy będą wówczas otwierać furtkę. Kiedy jednak to nastapi, nie umiała powiedziec, tak samo jak nie umiała nam odpowiedzieć, dlaczego to wszystko zostało akurat tak zorganizowane. Tym zarządza spółka Marcelin Management – rzeczniczka prasowa spółki nie odpowiedziała nam jednak na pytanie, dlaczego sprawa dojazdu pacjentów do centrum jest aż tak skomplikowana i czy jest szansa na to, że spółka ułatwi im dotarcie na zabiegi rehabilitacyjne.