Scenariusz przygotowało Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne i przedstawiał się tak: do katastrofy doszło pomiędzy przystankami Piaśnicka/Kurlandzka – Piaśnicka/Rynek. Tramwaj linii 16 jadący w kierunku centrum najechał na kamień w torowisku i uderzył prawą burtą w ścianę tunelu. Uderzenie wywołało zwarcie instalacji energetycznej w głównej szafie elektrycznej tramwaju, co stało się przyczyną szybko rozprzestrzeniającego się pożaru.
W płonącym tramwaju uwięzionych jest 30 rannych. Wśród nich jest również motorniczy. Trudno ich wydostać z płonącej pułapki, bo na skutek uderzenia doszło do blokady wszystkich wejść do wagonu.
To pierwsza taka akcja w tunelu i właśnie dlatego jest niezwykle ważna. Bo tak naprawdę, choć wszystkie służby ratownicze od strażaków poprzez ratowników medycznych po zakładową służbę MPK mają ogromne doświadczenie, jeśli chodzi o wypadki i katastrofy, to jednak w tunelu akcji nie prowadzili.
– Właśnie po to jest taka akcja, żeby stwiedzić, ile czasu potrzeba ratownikom w tunelu – wyjaśnia Jan Firlik, dyrektor przewozów tramwajowych MPK. – Dlatego też jej przebieg jest nagrywany i posłuży potem jako materiał szkoleniowy dla straży i policji.
Akcji przyglądał się także prezydent Ryszard Grobelny.
– Teoretycznie oczywiście wiadomo, jak to powinno wyglądać – mówi prezydent. – Ale chciałem także zobaczyć, jak to wygląda w rzeczywistości w tak dużym obiekcie.
Wykolejony tramwaj już czekał w głębi tunelu, a akcja rozpoczęła się od włączenia pięciu urządzeń do zadymiania, by przy okazji sprawdzić, jak działa system ostrzegający przed pożarem. System zadziałał perfekcyjnie: gdy dymu zrobiło się już na tyle dużo, że można było podejrzewać pożar, wejścia do tunelu zostały zablokowane, a na przystanku Piaśnicka Rynek włączył się komunikat o tym, że wszyscy pasażerowie powinni opuścić przystanek i wyjść na powierzchnię.
Gdy potencjalni pasażerowie wyszli, w tunelu pojawili się strażacy i rozpoczęli akcję ratunkową. 35 rannych trzeba było przed rozpoczęciem gaszenia pożaru wynieść na powierzchnię i to nie korzystając z wind. Awaria spowodowała zwarcie instalacji elektrycznej i windy trzeba było wyłączyć.
Ratowanie rannych trwało raptem… 40 minut. W tym czasie nie tylko udało się usunąć wszystkich rannych z tunelu, ale także udzielić im podstawowej pomocy medycznej. Strażacy zdążyli także ugasić pożar i zabezpieczyć miejsce zdarzenia. Gdy obserwujący wszystko dziennikarze wyszli na powierzchnię po wyniesieniu rannych – to tam mogli zobaczyć tylko kilka ostatnich osób, które jeszcze nie odjechały karetkami do okolicznych szpitali i czekały na badanie czy dodatkowe zabiegi w błyskawicznie rozstawionych ochronnych namiotach.
– Rolę poszkodowanych grają także strażacy – mówi Jerzy Ranecki, zastępca Miejskiego Komendanta PSP. – Chodzi o to, by wiedzieli, jak się czują osoby poszkodowane w takiej sytuacji. To bardzo ułatwia pomoc.
Część nadziemną obserwowali policjanci z Wydziału Ruchu Drogowego. Jego naczelnik, Józef Klimczewski, nie szczędził pochwał.
– Bardzo dobra akcja, nie było żadnych zakłóceń komunikacyjnych – mówi. – Strefy zostały odpowiednio wyznaczone, objazdy zorganizowane i oznaczone, wszystko poszło bardzo sprawnie i tak jak powinno być.
Także zdaniem dyrektora Firlika akcja przebiegła bardzo sprawnie i szybko.
– 40 minut to mało – twierdzi. – Uważam, że służby się sprawiły. Dziennikarze też, bo przybyli na czas…