Mysz w hot dogu czyli uroki wakacyjnego jedzenia

Czekolada z migdałami i… żywymi larwami, mysz w hot dogu, jogurt z ważnym terminem przydatności do spożycia, ale z zielonym osadem pleśni – takie oto smakołyki otrzymuje od oburzonych klientów Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Poznaniu. Wprawdzie zdarza się to przez cały rok, jednak latem, gdy jest ciepło, takich sygnałów jest więcej.

Pani Marta kupiła w jednym ze sklepów spożywczych jogurt.
– Opakowanie wyglądało normalnie, było całe i czyste, sprawdziłam też datę ważności i do jej upłynięcia brakowało jeszcze kilku dni – opowiada. – gdy jednak w domu otworzyłam opakowanie, w środku zobaczyłam grubą, zieloną warstwę pleśni…

Pani Marta nawet nie pomyślała, żeby zanieść jogurt do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu, której Laboratorium Badania Żywności i Przedmiotów Użytku zajmuje się takimi właśnie sprawami – i po prostu go wyrzuciła.

– Pomyślałam, że najprawdopodobniej w wieczku jogurtu była malutka dziurka, której nie zauważyłam, a przez którą powietrze dostało się do środka i spowodowało, że produkt zapleśniał – wyjaśnia pani Marta. – To zawsze może się zdarzyć i nie jest niczyją winą.

Zdarzają się jednak gorsze i bardziej drastyczne przypadki, jak czekolada z migdałami i żywymi larwami ekstra, czy naleśniki albo ciastka eklery z widoczną pleśnią. Latem, przy wysokich teperataturach, efekt niewłaściwego przechowywania staje się widoczny bardzo szybko…

– Zastrzeżenia dotyczą najczęściej niewłaściwej jakości sensorycznej, czyli zmiany wyglądu, zapachu, smaku, świadczącej o zepsuciu produktów spożywczych zakupionych w sklepach i w punktach garmażeryjnych – wyjaśnia Ewelina Suska, rzeczniczka prasowa WSSE. – Na przykład kości wędzone wieprzowe, tuszka kurczęcia, które wykazywały zmieniony, obcy zapach, mleko spożywcze o stwierdzonym lekko kwaśnym zapachu. Klienci skarżyli się również na zanieczyszczenia mechaniczne występujące w buraczkach zasmażanych czy rodzynkach,  zanieczyszczenia biologiczne w czekoladzie z migdałami, w której stwierdzono oprzędy i żywe larwy, obecność szkodników zbożowo-mącznych w kaszce mannie, elementy martwego owada w bułce śniadaniowej, martwe larwy w kurczaku z grilla, gryzonia (mysz) w hot-dogu lub zielony osad w wodzie źródlanej.

Spora ilość zgłaszanych skarg dotyczy podejrzenia zatrucia po spożyciu wyrobów cukierniczych i garmażeryjnych. W takich przypadkach dostarczone próbki badane są w kierunku obecności bakterii chorobotwórczych. Bardzo często, choć nie zawsze, podejrzenia klientów się potwierdzają.

– Stwierdzono w nich m.in.listerię monocytogenes w ciastkach klery – wylicza Ewelina Suska. – Salmonellę w tatarze wołowym, wysoką liczbę gronkowców chorobotwórczych oraz larwę owada w gołąbkach garmażeryjnych.

A co się dzieje, gdy  zbadany hot dog czy czekolada rzeczywiście wykazują obecność składników, których na pewno nie powinno tam być?

– Wówczas występujemy do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej o pobranie próbek do badań – mówi Ewelina Suska. – Jeśli podejrzenia się potwierdzą, nakazujemy wycofanie całej partii towaru ze sprzedaży i badamy sprawę, by ustalić, kto jest winien.

Winien zostaje ukarany mandatem do 500 złotych. Ale jeśli nie wycofa towaru ze sprzedaży lub będzie utrudniał pracę kontrolerom, to może mu grozić mandat nawet do 5 tysięcy złotych.

Jednak na wszelki wypadek badźmy ostorzni kupując jedzenie w czasie wakacji. zwłaszcza w sklepach, które nie mają chłodziarek. Jak wynika z doświadczeń WSSE, nawet ciasto czy czekolada z takiego sklepu mogą się okazać niezbyt apetyczną pułapką…