Die Antwoord: afrykańskie szaleństwo w Strefie Kibica

To był dzień! Napięcie narastało z każdym kolejnym koncertem, aż w końcu, późną noc, dziki, nieujarzmiony koncert Die Antwoord sprawił, że stało się nie do wytrzymania…

Vera Korthals, a później Gaba Kulka to była propozycja dla osób ceniących wysmakowane brzmienia, doceniających subtelności muzyki odwołującej się do intelektu. The Ploy, młodzi poznańscy muzycy, zaproponowali nieco awangardy połączonej z rockową gitarą, co też było interesujące, zwłaszcza w połączeniu z ogromnymi możliwościami wokalnymi Iwa, lidera zespołu. Ten głos na pewno warto było usłyszeć: dobrze ustawiony, bogaty, mocny, o niezwykle interesującym brzmieniu.

52 Dębiec to już klasa sama w sobie: jak zwykle osiągnęli efekt nie korzystając z tanich efektów scenicznych, którymi tak chętnie ubarwiają sobie koncerty ci, którzy nie mają wiele do powiedzenia. Doskonałe, mądre i bogate teksty – jak zawsze! – doskonałe frazowanie, ciekawe i warte kontynuacji, choć nie zawsze udane pomysły wplatania w hip hop innych technik wokalnych – oto 52 Dębiec u szczytu formy. Publiczność nie chciała ich wypuścić ze sceny, choć przecież wiedziała, czyj koncert jest następny. Wykupili się dopiero “Polakiem wyjątkowym”…

I wreszcie na scenie pojawili się Die Antwoord. Tylko że pojawili się to niezbyt odpowiednie okreslenie. Wpadli na scenę jak demony z głębi piekieł, będące ucieleśnieniem najgorszych koszmarów, sięgające mackami swojej muzyki do najtajniejszych zakamarków duszy, budząc najbardziej pierwotne i prymitywne instynkty.

To nawet nie był koncert – to było szaleństwo żywiołów, które wyrwało się spod kontroli na scenie Strefy Kibica. Przy czym szaleństwo kontrolowane – mimo całego, wręcz teratralnego szaleństwa obrazu i muzyki na scenie muzycy Die Antwoord ani na chwilę nie tracili kontroli nad tym, co się dzieje. I nawet nie lubiąc tego rodzaju muzyki nie można się było nie zachwycić ich pełnym profesjonalizmem i perfekcją wykonania.

Jednak to, co porażało wszystkie zmysły z siłą pocisku, była ogromna, nieposkromiona i nieujarzmiona moc epatująca ze sceny. To było straszne i wspaniałe jednocześnie: jak huragan, jak tajemnicze, pierwotnie misterium budzące w nas śpiące od dawna, od tysiącleci cywilizacji, pokłady pierwotnej dzikości, siły i niewiarygodnej więzi ze wszystkimi niszczycielskimi siłami natury. Muzyka przenikała do głębi, nie można było pozostać obojętnym na jej moc, można się było jej tylko poddać – i wyjść z koncertu czując jej odległe dudnienie gdzieś w środku…

Czytaj także:

Die Antwoord, Gaba Kulka, 52 Dębiec: Strefa Kibica zaprasza muzycznie!