Lokatorzy ze Stolarskiej pikietowali przed urzędem miasta

– Lokatorzy to nie towar! – skandowali dziś przed urzędem miasta zrozpaczeni mieszkańcy kamienic przy ulicy Stolarskiej i Małeckiego. Taki protest to ich krzyk rozpaczy, bo wszystkie inne drogi zawiodły.

Obecnie w obu kamienicach mieszka już trzecie pokolenie powojennych lokatorów, tych, którzy dostali przydziały na lokale komunalne zaraz po wojnie. Późneij zmienił się ustrój i sytuacja prawna kamienicy – obecnie było tylko w przymusowym zarządzie miasta. Ale lokatorzy byli zadowoleni z zarządcy, płacili regularnie czynsze, doczekali się remontu dachu – do chwili, gdy budynek przejął spadkobierca dawnego właściciela. A właściwie spadkobiercy, bo podobno jest ich pięcioro. Podobno, dlatego że lokatorzy do dziś nie otrzymali żadnego oficjalnego zawiadomienia o zmianie właściciela. Jedynym dokumentem, jakim dysponują, jest odpowiedź z MPGM na ich pismo, w którym firma wyjaśnia, że przekazała kamienicę pięciorgu spadkobiercom przedwojennego właściciela i już nią nie zarządza.

Jednak w budynku pojawił się zarządca nowych właścicieli, choć nie wszystkich – i znów podobno, bo lokatorzy nie zostali o tym poinformowani. Ale z chwilą objęcia przez niego rządów w kamienicy zaczęło się zalewanie mieszkań, zastraszanie lokatorów tak, by się wyprowadzili.

Mieszkańcy byli zrozpaczeni, a w dodatku okazało się, że nikt albo nie chce, albo nie może im pomóc.
– Ja szanuję własność – zapewnia Robert Lisik, jeden z mieszkańców budynku przy Stolarskiej 2. – Ale tu nie ma z kim rozmawiać! Zarządca podobno nie występuje w imieniu wszystkich właścicieli, więc czy on ma umocowanie prawne? A właścicieli nie znamy. Jedyna informacja, jaką dysponujemy, to ta z MPGM.

Mieszkańcy widząc wyrywanie drzwi z futryn i wysypywanie gruzu na przejścia próbowali interweniować na policji – która nie pomogła. Tak samo straż miejska. Robiąc porządki pełnomocnicy nowych właścicieli zastawili jednej z lokatorek wejście do mieszkania tak, że pogotowie nie mogło się do niej dostać – a to starsza, schorowana kobieta, do której często musi przyjeżdżać lekarz. Profesor Kozłowski, mieszkający obok pana Lisika, jest zalewany regularnie przynajmniej 8 razy dziennie. To niszczy mu wszystkie jego prace, dokumenty, wiersze.

– Jedynie pomogli nam strażacy, którzy nakazali właścicielowi zabrać sprzed bramy walające się tam wykładziny dywanowe, zeby samochody mogły przejeżdżać – mówi Robert Lisik. – Ale z podłogi nadal sterczą gwoździe długie na centymetr…

Lokatorzy prosili o pomoc także Pawła Łukaszewskiego, Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Jego inspektorzy kilkakrotnie byli w budynku przy Stolarskiej. I nadal nic.
– Stwierdzili działania, które nie mają charakteru budowlanego, nie potwierdzono robót budowlanych, na które trzeba mieć pozwolenie – mówi dyrektor Łukaszewski. – A w takim przypadku my nie mamy podstaw prawnych do interwencji. To są prace przy demontażu elementów wyposażenia wnętrza opuszczonych mieszkań, piwnic. Ich elementy są składowane w przejściu i na przejeździe, to prawda, ale to kwestie porządkowe, nie budowlane…

Inspektorom udało się zainterweniować tylko raz.
– Wydałem zalecenie, by wymontowane drzwi pełnomocnicy właścicieli zamontowali z powrotem na miejscu – mówi dyrektor Łukaszewski. – I to zostało wykonane. Dziś nawet byli tam inspektorzy, by ponownie stwierdzić, że jeśli chodzi o kwestie budowlane to nic się tam nie robi.

Czy to znaczy, że chodzi po prostu o zastraszenie mieszkańców i utrudnienie im życia na tyle, by się wyprowadzili? Dyrektor Łukaszewski mówi, że tak właśnie można przypuszczać sądząc po charakterze podejmowanych działań. Ale wówczas to sprawa nie dla PINB, ale dla prokuratury. I do niej właśnie mieszkańcy chcą złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
– Doradziłam to lokatorom, byli już u mnie – mówi Aleksandra Konieczna, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. – Zarządca budynku nie przestrzega prawa wręczając mieszkańcom wypowiedzenia czy podwyżki czynszu. Nakazuje im wyprowadzkę w ciągu miesiąca, a termin ustawowy to trzy miesiące. I podwyżki, jakie wprowadził, są zbyt wysokie, niezgodne z prawem.

Jednak okazuje się, że nie tak łatwo pełnomocnika pociągnąć do odpowiedzialności – bo zmienił zarządcę. Mało tego: w chwili, gdy z powodu działań niezgodnych z prawem zaczał mu się palić grunt pod nogami, firma, którą reprezentował, przestała działać. Pojawiła się za to inna firma, mająca siedzibę jeszcze gdzie indziej. Lokatorzy sami już się gubią w tym gąszczu spółek, firm i biur zarządzających, i właśnie dlatego zaczęli prowadzić własne śledztwo chcąc ustalić, kto kryje się za piramidą spółek.

– To dowodzi doskonałej organizacji i wprawy w wykorzystywaniu luk czy niedoskonałości w polskim prawie, a także dużych pieniędzy pozwalających na kupno obiektu – mówi Robert Lisik. – I wiemy już, że to nie pierwsze tak przejęte kamienice w Poznaniu. One potem są remontowane po pozbyciu lokatorów i wynajmowane za ogromne pieniądze.

Kto jednak kryje się za tą mieszkaniową mafią? Lokatorom udało się ustalić, że każda ze spółek, a doliczyli się ich ponad dwudziestu, jest w jakiś sposób powiązana z Neo Bankiem: albo przez kolejne spółki-założycieli, albo przez osoby nimi zarządzające, które dziwnym trafem okazywały się jednocześnie pracownikami banku.
– Co ciekawe, pod zastaw naszej kamienicy w tym samym dniu, w którym została kupiona, Neo Bank udzielił kredytu hipotecznego – mówi Robert Lisik.

Jednak gdy tylko mieszkańcom udaje się odkryć jakieś powiązania, firma przestaje istnieć, zmienia siedzibę lub zarząd – i cała zabawa zaczyna się na nowo, tyle że pod inną nazwą.

Mieszkańcy nie mają już sił – ostatnio kolejni lokatorzy otrzymali pisma z informacją, że czynsz za ich mieszkania wynosi… 20 zł za metr kwadratowy. Inni dostali wypowiedzenia, przy czym wcześniej nie dostali ani nowych umów, ani wypowiedzenia starych. W ostatecznej desperacji zorganizowali pikietę pod urzędem miasta mając nadzieję, że to pomoże. Bo żadnej innej nadziei już nie mają.