Wełna: raj dla kajakarzy

Są tu cudowne widoki sosnowych lasów i malowniczych łąk, zabytki techniki i cudowna, relaksująca cisza przerywana tylko pluskiem wioseł i śpiewem ptaków. Witajcie na Wełnie!

Wełna to niewielka, ale bardzo malownicza rzeka o długości 118 km. Swoje źródła ma we wsi Osiniec koło Gniezna, w górnym i środkowym biegu przepływa przez wiele jezior, a do Warty uchodzi w Obornikach. W gminie Rogoźno rzeka jest rezerwatem przyrody, o czym informują niewielkie tabliczki umieszczone na brzegach.

Rezerwat przyrody Wełna obejmuje odcinek rzeki o długości 3,5 km pomiędzy mostem we wsi Wełna i mostem w Jaraczu Młynie. Dzięki zakrętom oraz licznym kamiennym progom spiętrzającym wodę rzeka na tym odcinku ma nieco górski charakter. W dorzeczu Wełny występują ciekawe okazy małżów i ślimaków, jak rozdepka rzeczna i przytulik strumieniowy i nie spotykane nigdzie indziej w Wielkopolsce owady, jak sieciarka strumycznik. Można tu też spotkać zimorodki, pliszki górskie i pluszcze, a przy odrobinie szczęścia zobaczyć także bobra. Znacznie lepiej widoczne są efekty działalności tych zwierząt: kajakarze w wielu miejscach muszą omijać zwalone drzewa z niebezpiecznie sterczącymi gałęziami.

Spływ najlepiej rozpocząć w miejscowości Ruda pod Rogoźnem, a zakończyć w Jaraczu Młynie piknikiem w Muzeum Młynarstwa i Wodnych Urządzeń Przemysłu Wiejskiego – to około 14 kilometrów trasy przez najpiękniejszy i najbardziej urozmaicony odcinek rzeki.

Na starcie w Rudzie brzeg jest dość wysoki, co utrudnia wchodzenie do kajaka, ale malownicze widoki po obu stronach rzeki rekompensują niedogodności. Może z czasem powstanie tam prawdziwa przystań, bo kajakarzy ruszających z tego miejsca jest naprawdę wielu.

Trasa na tym odcinku jest bardzo urozmaicona widokowo: można podziwiać malownicze zatoczki porośnięte grążelami i liliami wodnymi, lasy dębowe i sosnowe na wysokich brzegach rzeki i rozległe łąki. Nurt nie jest specjalnie szybki – średni przepływ to 4,5 m sześciennych na sekundę – na rzece nie ma też zbyt wielu przeszkód, więc przez większość trasy można spokojnie podziwiać widoki.

Ogladanie krajobrazu na pewno trzeba będzie przerwać przy podpływaniu do zatopionych drzew, których kilka znajduje się na trasie, a opłynięcie niektórych z nich wymaga pewnej finezji i – na przykład – pokonania ich na leżąco… Ale przy odrobinie zręczności można sobie z tym poradzić, a ponieważ nurt nie jest zbyt szybki, nawet niewprawny kajakarz poradzi sobie z opanowaniem swojej amfibii. Jedynym miejscem, które może sprawić trudność początkującym, jest zniszczony jaz w Gródnie, przed którym rzeka znacznie przyspiesza. Trafienie między stojące dość wąsko przypory może sprawić pewne problemy, zdarzają się tam też wywrotki. Na szczęście ci, którzy nie wierzą w swoje umiejętności, mogą kajak przenieść górą, o czy informuje tablica przed jazem.

Za jazem, po przepłynięciu pod mostem kolejowym trasy na Piłę, zakręty rzeki stają się coraz bardziej zauważalne, co jest niezwykle ekscytujące: płynący widzi rzekę kilka metrów przed sobą, potem woda znika i tak naprawdę zanim nie dopłynie do zakrętu, to nawet nie wie, w którym kierunku Wełna popłynie dalej… Pojawiają się kolejne zwalone drzewa – robota bobrów – które trzeba opłynąć z dużą dozą ostrożności. Nie dlatego, że rzeka jest głęboka – Wełna należy do raczej płytkich dróg wodnych, około metra – ale dlatego, że szlak jest paskudnie kręty i wąski, więc manewrowanie na tym odcinku wiosłem i kajakiem, który nagle stał się dwa razy większy, wymaga precyzji.

Ale gdy nie musi się pokonywać przeszkód stworzonych przez naturę – można podelektować się wyjątkowym pięknem otaczającego świata. Zachwycają nie tylko widoki, ale i cisza, która aż dzwoni w uszach… Jedynym dźwiękim dobiegającym samotnego kajakarza jest plusk jego własnych wioseł i może śpiew ptaków. Ale gdy skorzysta z tego, że rzeka na prostym odcinku rozlewa się szerzej, płynie wolniej i odłoży wiosła, to wówczas zostaje tylko cudownie kojąca cisza, prawdziwy balsam na stres, zbyt szybkie tempo miejskiego życia i inne niepokoje cywilizacji. Naprawdę ma się ochotę, zwłaszcza gdy jeszcze świeci słońce, po prostu tam zostać i leniwie dryfować wraz ze spokojnym nurtem wody od jednego grążela do drugiego, od jednej lilii do drugiej – bez końca…

Jednak nie ma raju bez węża i to powiedzenie okazuje się prawdą także i w tym przypadku. W kilku miejscach do rzeki wpadają intensywnie woniejące nawozem strugi wody. Z poziomu rzeki trudno powiedzieć, czy to nadmiar wody z pól, czy dzikie podłączenia kanalizacji, jednak wystarczy raz pociągnać nosem, a cały czar dryfowania pryska, ręce same się wyciągają po wiosło, a tempo płynięcia kajaka natychmiast gwałtownie wzrasta.

Narastający szum przejeżdżających samochodów to znak, że dopływamy do wsi Wełna i będziemy przepływać pod tamtejszym mostem drogowym. Jeśli chcielibyście sobie tu zrobić przerwę w podróży, to nie jest to najlepszy pomysł. Nie ma tu ani pomostu, ani przystani, a brzeg wznosi się dość stromo i wysoko. Mała grupa z biedą pomieści się na tym skrawku płaskiego brzegu i po wdrapaniu się na strome zbocze – schodów nie ma – może obejrzeć wieś i zrobić zakupy w tamtejszym sklepie. Jednak ponieważ meta spływu w Jaraczu Młynie już niedaleko, a wieś nie kusi żadnymi specjalnymi atrakcjami, lepiej płynąć dalej.

O zbliżaniu się do mety świadczy narastający szum wody – to spiętrzenie przy młynie, bo przecież właśnie w Jaraczu znajduje się Muzeum Młynarstwa i Wodnych Urządzeń Przemysłu Wiejskiego. Ci, którzy tu właśnie kończą spływ, powinni odbić w prawo i kierować się na pomost, schowany za załomem rzeki. Ale można też płynąć dalej – w tym przypadku trzeba odbić w lewo i przenieść kajaki przez spiętrzenie przy młynie.

Jeśli jeszcze nie płynęliście Wełną  – koniecznie wybierzcie się tam w któryś z letnich weekendów!