Pierwszym trudnym do wyobrażenia sobie zajściem jest opętanie ucznia w jednym z poznańskich liceów. Chłopak, podopieczny głównego bohatera – Dawida Galińskiego, nauczyciela biologii – podczas lekcji w opętańczym amoku zaczyna recytować tajemnicze wersy. To ledwie początek dziwnych i tragicznych zajść. Od tego momentu (czyli już na 15 stronie pierwszego rozdziału) historia belfra staje się pełnokrwistym horrorem – dosłownie i w przenośni. Być może o lekkim zabarwieniu horroru klasy B, ale jednak.
W Szóstej erze nie ma subtelności i wyrafinowania. Jest prosta narracja z krótkimi zdaniami i mnóstwem dialogów i zjawiska nadprzyrodzone ociekające krwią. Historie Galińskiego czyta się szybko. Makabra napisany został w przystępny sposób. A już samo przeczytanie tytułów rozdziału – metamorfoza, śmierć w szatni, głosy, dziwny sen, znaki, obdarty ze skóry, piramida, kamień ofiarny, krwawy tydzień, chaos, przepowiednia, przebłyski, ofiara – nakreśla linię fabularną.
Cichowlas połączył coś co może wydawać się diametralnie od siebie dalekiego – Poznań i pradawne demony południowoamerykańskie. Nie sposób nie przyznać mu arcybogatej wyobraźni. Bo kto wpadłby na pomysł wyrośnięcia azteckiej piramidy w centrum Poznania?
Przeczytaj także:
„Szósta era”, Robert Cichowlas