Małż wśród polipów

Jest taka teoria, która mówi, że jeśli zaczniemy oglądać film od środka i domyślimy się jaki był początek i jakie będzie zakończenie, to jest on po prostu kiepski. Na pewno do takiej kategorii nie należy produkcja „City Island” w reżyserii Raymonda De Felitta.

Film „City island” to spójna od początku do końca historia rodziny Rizzo mieszkającej na tytułowej nowojorskiej wyspie. Familia – tak zwane polipy, czyli osoby żyjące na City Island – to czworo kłótliwych i energetycznych osób, których wydawać by się mogło, więcej dzieli niż łączy. Ojciec Vince jest strażnikiem więziennym, Joyce hałaśliwą matką, Vince Junior to nastoletni syn o specyficznych upodobaniach seksualnych, a Vivien to młoda atrakcyjna studentka, której edukacja przybrała nieoczekiwaną formę. Wiąże ich jedno – nałóg tytoniowy i zgrzyty podczas rodzinnych obiadów.   

Do tej polipowej gromady trafia małż (w slangu ktoś, kto przybył spoza wyspy) Tony, drobny kryminalista, uratowany od więziennej odsiadki przez swojego ojca. Tony Nardella to nieślubne dziecko Vince’a. Nowa osoba w domu potęguje dotychczasowe problemy i problemiki, które narastają i komplikują się. Satyryczny rodzinny obraz kłamstw, kłótni i brak jasno sprecyzowanych próśb to diagnoza problemów niejednej, nie tylko amerykańskiej rodziny. Pojawienie się Tonego jest czynnikiem przyspieszającym „chorobę” Rizzów i zarazem lek na nią. Chorobę braku komunikacji i szczerości wśród najbliższych.

Nie namawiam nikogo do wypróbowania metody oglądanie filmu od środka, ale zapewniam, że film posiada atrakcyjną konstrukcję i jest zaskakujący. Zaskakujący w taki sposób, który nie jest nachalnym mąceniem twórców w odbiorze, a intrygującym ruchem, dzięki któremu widz zapamięta „City Island”.