Kładkę całe lata temu zbudowały PKP, ale po podziale firmy na kilkanaście spółek nie bardzo było wiadomo, do kogo kładka należy i kto powinien zadbać o jej stan. Przez jakiś czas nad przejęciem obiektu zastanawiały się władze Poznania, chcąc zrobić tam ścieżkę rowerową z Cytadeli na Ostrów Tumski. Jednak pomysł upadł mimo niewątpliwych walorów krajobrazowych i turystycznych takiej drogi – z kładki dobrze widać pozostałości Tamy Garbarskiej – bo by drogę tam przeprowadzić, trzeba było najpierw wyremontować samą kładkę, a na to miasto nie miało pieniędzy. Kładka więc pozbawiona właściciela, nadal niszczała.
W końcu losem kładki, a może bardziej ludzi, którzy z niej korzystają mimo katastrofalnego stanu technicznego, przejął się Jerzy Witczak, wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego – i nakazał jej rozbiórkę albo remont. Właścicielowi kładki, czyli spółka PKP Nieruchomości, zdecydowała się jednak na rozbiórkę, bo na remont, a później utrzymanie kładki, spółki nie stać.
Kładka nad Wartą przeszła już właściwie do historii. Większość już została rozebrana, do demontażu zostało jedno, ostatnie przęsło. Wkrótce o kładce w jednym z najbardziej malowniczych miejsc Poznania będą przypominać jedynie szersze przęsła mostu kolejowego w tym miejscu i opowieści starych poznaniaków o spacerach z Szeląga kładką na Ostrów Tumski, do katedry… Czy po niej przyjdzie kolej na następną kolejową kładkę, na moście na Starołęce?