Poznańskie czarownice

Procesy o czary to wstydliwa karta w dziejach Europy. Wylano już morze atramentu aby opisać historię polowań na czarownice, powstało także mnóstwo powieści, filmów i seriali na ten temat. Pierwszą odnotowaną źródłowo polską „czarownicę” spalono w podpoznańskim Chwaliszewie w 1511 r., pierwszy zachowany protokół z procesu o czary pochodzi także z Poznania, a spisany został w 1544. W Poznaniu pojawiły się także pierwsze traktaty naukowe postulujące zaprzestania brutalnych metod przesłuchania kobiet podejrzanych o czary i konszachty z diabłem.

Czarownice z Europie

Pierwsze procesy o czary w Europie zaczęły się w XIV w., ale ich największe natężenie miało miejsce pomiędzy XV a XVII wiekiem. Wiele przyczyn złożyło się na to zjawisko. Wieki XIV i XV, to czas przejścia od średniowiecza do czasów nowożytnych. Nowa epoka rodziła się w bólach. W 1348 r. wybuchła największa epidemia dżumy w dziejach Starego Kontynentu, która przyniosła z sobą śmierć milionów ludzi, co w efekcie doprowadziło do kryzysu ekonomicznego, klęski głodu, itp. Tradycyjne struktury społeczne legły w gruzach, następowało stopniowe przejście z feudalizmu do kapitalizmu. Władcy Europy coraz bardziej emancypowali się spod władzy Kościoła, pogrążonego zresztą w kryzysie, a średniowieczny uniwersalizm zastępowały państwa narodowe. To wszystko wywoływało w ludziach strach i poczucie nieuchronnego końca świata. Przyczyn takiego stanu rzeczy upatrywano w grzechach i upadku człowieka. Zaczęto rozglądać się z „kozłami ofiarnymi” i wkrótce ich znaleziono. Byli to przede wszystkim Żydzi oraz czarownice i czarownicy. 

Powszechnie uważało się, że kobiety parające się czarną magią zawdzięczają swe moce paktowi zawartemu z diabłem. Kobiety uchodziły za istoty płoche, słabe i bardziej podatne na podszepty szatana. Wystarczy, że w danej okolicy doszło do wybuchu epidemii, czy też do klęski żywiołowej, jak gwałtowna burza, gradobicie czy też powódź, aby zaczęto podejrzewać działanie sił nieczystych. Jeśli jeszcze w okolicy mieszkała kobieta, która inteligencją wyróżniała się ze swego otoczenia, czy też przygotowywała leki z ziół, to mogło na nią paść podejrzenie o współpracę z szatanem. Czasem wystarczył zwykły donos, np. zazdrosnej sąsiadki, aby rzucić podejrzenie. Wówczas los takiej kobiety był nie do pozazdroszczenia. Jeśli od razu się nie przyznała, to bywała poddana rozmaitym „próbom”, aby wykazać, czy miała kontakty z szatanem, po czym następowały tortury, a w końcu śmierć na stosie lub uniewinnienie. Pamiętajmy jednak, że na stosach ginęły nie tylko kobiety, ale także mężczyźni. Na szczęście nie wszyscy oskarżeni w procesach o czary lądowali na stosach. Często wystarczało złożenie uroczystej przysięgi w kościele w obecności biskupa, aby uniknąć najwyższego wymiaru kary. 

Stosy w Poznaniu

Pierwsza odnotowana w źródłach egzekucja czarownicy w Polsce, odbyła się na podpoznańskim wówczas Chwaliszewie w 1511 r. Nieznana z imienia kobieta została spalona na stosie za rzekome zatruwanie piwa. Piwo było wówczas podstawowym napojem na naszych ziemiach, co poniekąd tłumaczy tak wysoką karę.  

Pierwszy prawdziwy proces o czary miał miejsce w Poznaniu w 1544 roku. Spalono wówczas trzy kobiety: Dorotę Gniećkową, Agnieszkę z Żabikowa i Annę Siecczynę. Oskarżono je o sprowadzanie chorób, zajmowanie się wróżbiarstwem i inne niecne praktyki. W 1582 roku skazano na stos Annę Chociszewską, która przyznawała się do seksu z diabłem. 1645 roku spalono Reginę Boroszkę, która twierdziła, że oddawała się całemu tabunowi diabłów. O ile większość skazanych za uprawianie czarów to kobiety, to jednak w 1722 ścięto w Poznaniu niejakiego Andrzeja Bocheńskiego, który przyznał się do zaprzedania duszy diabłu. Jak wyżej wspomniałem, mężczyźni równie często bywali oskarżani i uprawianie czarów, jak kobiety, a w niektórych rejonach Europy Zachodniej i Północnej, stanowili nawet większość skazanych. 

Co ciekawe, ostatni odnotowany w źródłach proces o czary miał miejsce także w Wielkopolsce, a dokładnie w roku 1775 r. w Doruchowie koło Ostrzeszowa. Spalono wówczas od kilku do kilkunastu kobiet (część źródeł mówi o 6, inne o 11) za rzucanie uroków i kontakty z diabłem. W 1776 r. sejm zniósł karę za uprawianie czarów. 

Poznańscy obrońcy czarownic

Krótko po rozpoczęciu procesów czarownic w Poznaniu, pojawiły się pierwsze głosy kwestionujące stosowane metody śledcze. W 1639 r. ukazało się anonimowe dzieło, przypisywane profesorowi Akademii Lubrańskiego Wojciechowi Regulusowi pt. Czarownica powołana albo krótka nauka i przestroga ze strony czarownic. Autor nie negował istnienia samych procesów o czary, ale podawał w wątpliwość sens stosowania tortur w śledztwie. Uważał, że ze strachu przed torturami, kobiety oskarżone przyznają się do wszystkiego i rzucają podejrzenia na inne kobiety. W tym samym roku, również w Poznaniu, wydano książkę Daniela Wisnera Krótki traktat o ekstramagach, czarownicach, trucicielach, który tortury uważał za ostateczność i apelował, aby uciekać się do nich tylko w celu wyjaśnienia dodatkowych okoliczności przestępstw. W 1647 roku ukazał się w Poznaniu  łaciński traktat jezuity ojca Fryderyka Spee Rozwaga kryminalna, czyli księga o procesach przeciwko czarownicom. Autor z całą stanowczością piętnował używanie tortur w śledztwie. Kolejnym etapem walki ze stosowaniem tortur w procesach czarownic, było dzieło bernardyna, ojca Serafina Gamalskiego, Przestrogi duchowe, wydane w 1742 roku, oczywiście w Poznaniu. Bernardyn ostro potępiał tortury i wykpiwał głupotę sędziów stosujących je.

Wbrew rozpowszechnionym poglądom, procesy o czary nie były powszechnym zjawiskiem w Europie i nie zawsze kończyły się śmiercią. Warto pamiętać nie tylko o tym, że na poznańskim Chwaliszewie spłonęła pierwsza polska czarownica, ale także o tym, że w stolicy Wielkopolski wydano szereg prac piętnujących ówczesne brutalne metody dochodzeń w sprawach o czary.