“Przynajmniej nie skrzywdzi nikogo więcej” Rodzice Alberta o zatrzymaniu sprawcy pobicia na ul. Krysiewicza

Rodzice Alberta Radomskiego nie kryją zadowolenia z zatrzymania sprawcy pobicia ich syna, ponieważ “przynajmniej nie skrzywdzi nikogo więcej”. Tragedia rozegrała się w 2017 roku, gdy idący ul. Krysiewicza Albert otrzymał od nieznajomego ciosy, które powaliły go na ziemię. Chwilę później, po leżącym 20-latku przejechał samochód. Młody mężczyzna przez kilka miesięcy przebywał w szpitalu, a obecnie jest w stanie wegetatywnym.

Dramat Alberta rozpoczął się 28 października, gdy wracał ze świętowania swoich 20. urodzin. Na ul. Krysiewicza podszedł do niego nieznany mężczyzna i zadał mu ciosy, które powaliły go na ziemię. Sprawca się oddalił, a po jego ofierze chwilę później przejechał samochód osobowy.

Albert przez kilka miesięcy przebywał w ciężkim stanie w szpitalu. Obecnie jest w stanie wegetatywnym i nie ma z nim logicznego kontaktu.

Osobę, która kierowała samochodem szybko udało się ustalić. TO kobieta, która twierdzi, że nie widziała nikogo na ziemi. Przyznała się do kierowania pojazdem w tym miejscu i czasie, ale nie do przejechania po człowieku. Prokuratura postawiła jej zarzut nieudzielenia pomocy, choć rozważana jest zmiana kwalifikacji czynu. Zastosowano wobec niej środki zapobiegawcze w postaci dozoru policyjnego i poręczenia majątkowego.

Dopiero w połowie kwietnia, policjantom udało się zatrzymać sprawcę pobicia. Mężczyzna przez długi czas przebywał na terenie Wielkiej Brytanii. Gdy wrócił do mieszkania w Plewiskach, trafił w ręce policji.

Mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Zdaniem prokuratury, zadając ciosy, a następnie zostawiając pokrzywdzonego na ziemi widząc światła nadjeżdżającego samochodu liczył się z możliwością pozbawienia życia Alberta. Podejrzany był już wcześniej karany za podobne przestępstwa.

Rodzice Alberta przyznają, że moment, w którym dowiedzieli się, że funkcjonariusze zatrzymali sprawcę był dla nich ulgą. Choć ich synowi już to nie pomoże, to wiedzą, że podejrzany nie skrzywdzi kolejnych osób.

Ich syn wiele złamań czaszki, uszkodzone oko, pękniętą wątrobę i śledzionę. Państwo Radomscy nie tracą jednak nadziei na kontakt z synem i zbierają pieniądze na rehabilitację.