Filip Springer w Starym Browarze

Filip Springer to reporter dobrze znany polskim czytelnikom. Popularność przynoszą mu nie tylko książki – jego profil na Facebooku obserwuje ponad dwadzieścia tysięcy osób, wyczekujących kolejnych anegdot z licznych podróży dziennikarza po kraju. Czwartkowe spotkanie w wypełnionej po brzegi Słodowni, prowadzone przez Michała Nogasia, w dużej mierze miało właśnie anegdotyczny charakter.

Prowadzący spotkanie Michał Nogaś to postać nieprzypadkowa. Filip Springer zdradził publiczności, że to właśnie Nogaś nakłonił go do napisania tekstów o byłych miastach wojewódzkich w Polsce, które ukazały się w wydanej ostatnio książce “Miasto Archipelag”. Znany słuchaczom z Programu III Polskiego Radia dziennikarz pochodzi z Radomia. Namawiał Filipa Springera do napisania reportażu o tym mieście. Tak zrodził się pomysł na stworzenie szerszego projektu, który obejmowałby reportaże z byłych miast wojewódzkich.

Małe ojczyzny

Springer zakłada, że duża popularność projektu wynika z tęsknoty jego byłych i obecnych mieszkańców za małymi ojczyznami. Opowiadał o problemie centralizacji kraju – duże miasta często zabierają mniejszym miastom zdolnych i chętnych do pracy mieszkańców. Jednocześnie reporter przyznał, że w “Mieście Archipelag” są elementy nieudane. Twórcy skonstruowali projekt tak, żeby małe miasta mogły wzajemnie podglądać udane, wprowadzone w życie, pomysły z innych miejsc. – Moje poszczególne relacje, które umieszczałem na blogu, czytane są tylko w tych miastach, których dotyczą. Słupsk nie czyta o tym, co dzieje się w Koszalinie. Słupsk czyta tylko o Słupsku. Nie czytał tego nikt z zewnątrz. Myślę, że my jesteśmy mało zainteresowani tym, co dzieje się na zewnątrz – zarówno w skali kraju, jak i w skali miasta. Uruchomiliśmy ten projekt po to, żeby stworzyć platformę dla ludzi z mniejszych miast, żeby oni nawzajem mogli podglądać swoje “fajne rzeczy” – opowiadał na spotkaniu reporter.

Dwie strony monety

Poruszono także kwestię pozytywnych i negatywnych stron mieszkania w mniejszych miastach. Mniejszych, czyli do stu tysięcy mieszkańców. Według Filipa Springera oczywiste negatywne strony to wysoki poziom bezrobocia, wyludnienie, brak dostępu do kultury czy fakt, że miasta te często są słabo skomunikowane z resztą kraju. Pozytywne aspekty mieszkania w miejscach takich jak Koszalin są trudniejsze do zdefiniowania. – W mniejszych miastach można zaobserwować przejaw bliskości jednego człowieka do drugiego. Sieci relacji pomiędzy ludźmi są ciaśniejsze. Łatwiej pielęgnować przyjaźnie, życie rodzinne. Kiedy przyjeżdżam z Warszawy do Poznania, uwielbiam to uczucie, że po prostu widzę kogoś znajomego na mieście. To jest uczucie bliskości otoczenia, zbliżenia do ludzi. Mieszkańcy mniejszych miast, którzy są niezależni od lokalnych rynków pracy, mówią także o wartościach miękkich, których nie można zbadać cyframi. Mówili o tym, że kiedy idzie się ulicą, ważny jest fakt, że ma się z nią związane jakieś wspomnienia. To jest dla nich nie do przecenienia – wyjaśniał autor.

Filip Springer podsumował spotkanie stwierdzeniem, że wiele z opisanych mniejszych miast rozwija się prężnie i ma skutecznie działających na jego rzecz mieszkańców. Jednak miasta, które w latach komunizmu w sztuczny sposób były podniesione do rangi miast wojewódzkich, mają przed sobą trudniejsze zadanie.

Twórcy “Miasta Archipelag” zapowiadają, że nie osiądą na laurach. Springer zapewniał, że myślą już o kolejnych częściach projektu – dotyczących ogólnego statusu byłych miast wojewódzkich i ich rewitalizacji.