Lech pokonał Lechię. Piękna akcja dała wygraną

Podobno mistrzów (mężczyzn) poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale po tym jak kończą. Choć Lech zaczął równie dobrze, to mecz z Lechią Gdańsk, jak na mistrzów Polski przystało, Kolejorz zakończył w najlepszy możliwy sposób – mistrzowską akcją. Lech pokonał Lechię 2:1.

Gdańszczanie mają wszystko, czego potrzebują zespoły, by bić się o europejskie puchary: piękny, nowoczesny stadion, kibiców (choć tych dzisiaj próżno było szukać na Bułgarskej), trenera głodnego sukcesów, ciekawy zespół i co najważniejsze… pieniądze. W tym okienku transferowym (jak na razie) nie było szaleństwa jak w poprzednim, kiedy to do zespołu dołączyło kilkunastu zawodników. Teraz do zespołu dołączyło 4 piłkarzy, którzy stanowią mocne punkty zespołu. Chociażby z tych powodów spotkanie z Lechią Gdańska nie miało prawa być łatwym meczem. Klub z Gdańska, już w tym sezonie będzie jednym z pretendentów do mistrzowskiego tytułu.

Pierwsze minuty spotkania to agresywny pressing ze strony gości już na połowie „Kolejorza”. Lech potrafił się temu przeciwstawić, wychodząc spod pressingu podaniami na jeden kontakt. Już w 6 minucie Lech mógł wyjść na prowadzenie, kiedy to Szymon Pawłowski ładnym podaniem „uruchomił” Marcina Robaka, który uciekł Rafalowi Janickiemu i stanął naprzeciw Marko Maricia. Tym razem to jednak bramkarz drużyny przeciwnej był górą, bo obronił strzał napastnika Lecha. To co mogło się podobać w grze mistrzów Polski to waleczność. Walka do tego stopnia stała się wyznacznikiem gry Lecha, że już w pierwszym kwadransie Darek Dudka mocnym wślizgiem zaatakował Łukasika i musiał obejrzeć żółtą kartkę. Jednak to obrońcy Lechii robili najwięcej błędów, a największy z nich trafił się w 19 minucie. Mario Maloca tak niefortunnie podał piłkę, że ta zamiast do kolegi z drużyny wpadła pod nogi  Darko Jevticia, ten podał ją do Kaspera Hamalainena, który posłał piłkę nie do obrony. Piłka leciała na niskim pułapie i odbijając się jeszcze od słupka wpadła do bramki gości i było 1 do 0. Trzeba docenić grę środka pola „Kolejorza”. Pod batutą Łukasza Trałki środkowa formacja nie pozwoliła na zbyt wiele ekipie gości.

Jedyne czym mogła zagrozić Lechia to stałe fragmenty gry, a ich było naprawdę sporo. Sędzia Daniel Stefański odgwizdywał każde przewinienie graczy Kolejorza, co doprowadziło Łukasza Trałkę(a później i kibiców) do irytacji. Kapitan nie zawahał się wyrazić swojej opinii na temat pracy arbitra. Trzeba to jasno powiedzieć, że nie był to najlepszy mecz w wykonaniu tego sędziego.

Co do gdańszczan, to od czasu do czasu oddawali próby strzałów, ale kończyły się one na bocznej siatce bramki Buricia albo kilka metrów od niej. W 37 minucie mogło być 2:0. Płaskie podanie z prawego skrzydła Tomka Kędziory zatrzymało się na Marcinie Robaku, który po raz drugi chciał pokonać bramkarza gości i strzelił bez zastanowienia, lecz w środek bramki gdzie stał Marić.
W drugiej połowie spotkania, Lechia zaryzykowała i wpuściła na plac gry kolejnego napastnika, Grzegorza Kuświka. Zmiana gry Lechii była zauważalna, co odbiło się również na grze Lecha. Choć to Kolejorz pierwszy zagroził gdańszczanom. Piłkę ze środka boiska  pociągnął kilka metrów Darko Jevtić i strzelił, jednak zbyt słabo by zaskoczyć Maricia. Od tego momentu gra zaczęła być szarpana. Próby ataków z jednej i drugiej strony nie odnosiły rezultatu. Wydawało się nawet, że lekką przewagę uzyskują goście. Potwierdzeniem tej tezy były kolejne minuty i coraz większa przewaga biało-zielonych. Groźnym strzałem na bramkę Buricia popisał się wpuszczony na boisko rezerwowy Michał Mak. Bardziej ofensywna i otwarta gra Lechii Gdańsk, była znamieniem czegoś, czego nikt się jeszcze w pierwszej połowie nie spodziewał. Bruno Nazario dośrodkowywał z rzutu rożnego, a w polu karnym najwyżej wyskoczył Rafał Janicki – nie upilnował go Tamak Kadar –  i wpakował piłkę w samo okienko. Lech próbował strzelić zwycięskiego gola, ale brakowało podania, które otworzyło by drogę do bramki.  W tym momencie Maciej Skorża posłał w bój Gergo Lovrencsicsa, wcześniej na placu zameldował się Dariusz Formella i Denis Thomalla – okazało się że dokonane zmiany były kluczem do zwycięstwa. Owe podanie ( chociaż lepiej byłoby je nazwać serią podań) pojawiło się w… doliczonym czasie gry. Wymiana piłki między Trałką, Thomallą, Formellą i Lovrencsicsem była wyjęta jak z podręcznika dla początkujących grę w piłkę nożną. Takiej „tiki taki” przy ataku pozycyjnym polskie boiska nie widziało od dawna, a hiszpańskie  by się jej nie powstydziły. Końcowe podanie od Thomalli dotarło do Robaka, który w końcu pokonał bramkarza gości. Lechiści mieli jeszcze rzut wolny, ale nie wyrządzili poznaniakom krzywdy.

Sędzia Stefański zakończył mecz, a kibice Kolejorza docenili zawziętość, walkę i dążenie do wygranej  głośnym skandowaniem: „Kolejorz, dzięki za walkę”. Są to pierwsze punkty Lecha w tym sezonie.