Radny PiS-u atakuje członków Prawa do Miasta

Zawrzało na linii radny Michał Boruczkowski z Prawa i Sprawiedliwości – stowarzyszenie Prawo do Miasta. Boruczkowski zarzuca stowarzyszeniu zawłaszczenie pomysłu na zmniejszenie z 5 tys. do 500 liczby wymaganych podpisów przy składaniu obywatelskich projektów uchwał. Prawo do Miasta zaprzecza i przypomina, że swój pomysł zgłosiło… pół roku wcześniej.

– Prawo i Sprawiedliwość wyszło z propozycją utworzenia Komisji Legislacyjnej i z propozycjami określonych zmian w statucie – relacjonuje Michał Boruczkowski, radny tego ugrupowania. – To było dość powszechnie wiadome. Publicznie udzielałem informacji w zakresie zmniejszenia ilości podpisów pod projektem obywatelskiej uchwały z 5 tys. do 500 – dodaje, powołując się na swoje wypowiedzi z programu “Gość Wieczoru” emitowanego w maju br. na antenie telewizji WTK.

Boruczkowski twierdzi, że stowarzyszenie Prawo do Miasta ukradło jego pomysł. – Na drugi dzień po upublicznieniu mojej rezygnacji Prawo do Miasta zwołało konferencję prasową (odbyła się ona 9 czerwca br. – red.), gdzie przedstawiło pomysł zmniejszenia liczby podpisów z 5 tys. do 500 jako swój – opowiada. I komentuje: – Nie mam nic przeciwko temu, by korzystać z różnych dobrych pomysłów, nawet cudzych, tylko warto uczciwie stawiać sprawę, czyje są to pomysły, a nie kreować się na obrońcę inicjatyw obywatelskich, podbierając pomysły innym osobom. Własność intelektualna w naszych czasach ma coraz większe znaczenie. W szczególności w świecie polityki pewne koncepcje mają określoną wartość.

Boruczkowski wskazuje przede wszystkim na Tomasza Wierzbickiego, radnego Prawa do Miasta. Co na to Wierzbicki? – Szczerze mówiąc, nie słyszałem nigdzie o takim pomyśle radnego Boruczkowskiego. Te zarzuty wydają mi się dosyć dziwne. Poza tym Prawo do Miasta już przed wyborami do rady miasta miało w programie ten postulat. We wrześniu i październiku zaczęliśmy zbierać podpisy pod tym pomysłem.

Rzeczywiście – Prawo do Miasta z pomysłem zmniejszenia liczby wymaganych podpisów przy składaniu obywatelskich projektów uchwał wyszło już jesienią. Można o tym przeczytać w artykule “Prawo do miasta rozpoczyna walkę o zmianę miejskiego statutu”, który ukazał się na łamach naszego portalu 29 października ubiegłego roku. Wprawdzie stowarzyszenie podawało inne liczby, bo według jego propozycji z tamtego okresu próg w przypadku inicjatyw obywatelskich miałby zostać obniżony nie do 500, a do 1500 głosów, niemniej jednak idea i pomysł są w gruncie rzeczy te same. Warto przy tym podkreślić, że Boruczkowski powołuje się na swoje wypowiedzi z programu telewizyjnego emitowanego w maju br. Wynika z tego, że Prawo do Miasta o pomyśle mówiło wcześniej i to o ponad pół roku.

O odniesienie się do tych faktów poprosiliśmy radnego Boruczkowskiego. Ten zaprzecza, jakoby wiedział o wcześniejszym wygłaszaniu pomysłu dotyczącego inicjatyw obywatelskich przez członków Prawa do Miasta. Zwraca również uwagę na to, że on od początku mówił o zmniejszeniu progu wymaganych podpisów pod projektami uchwał do 500 podpisów, zaś w myśl koncepcji Prawa do Miasta początkowo miało to być 1500 podpisów. Miała być to propozycja, która następnie i tak (jako projekt obywatelski) poddana byłaby dyskusji na forum rady miasta. Teraz jednak stowarzyszenie też mówi o 500 podpisach. Boruczkowski przechodzi więc do kontrataku.

– Niezależnie od tego, czym Prawo do Miasta się kierowało, odstąpienie od swego pomysłu wyborczego przez Prawo do Miasta i trzykrotne obniżenie liczby potrzebnych podpisów z 1500 do 500 tylko w przeciągu pół roku od wyborów w sytuacji, gdy pomysł 500 podpisów przedstawił już inny ośrodek polityczny, jest w sensie obiektywnym skopiowaniem pomysłu – twierdzi radny.

Takie postrzeganie całej sprawy przez radnego PiS-u wydaje się jednak nieco absurdalne, bo dowody na wcześniejsze wyjście z pomysłem mają w swoich rękach członkowie Prawa do Miasta. Sam Wierzbicki podkreśla, że stowarzyszenie zmieniło nie koncepcję, a jedynie liczby. Dodaje też, że działania Komisji Legislacyjnej i Boruczkowskiego nie miały tu żadnego znaczenia. I trudno nie przyznać takiej argumentacj racji – żaden z przedstawicieli Prawa do Miasta do niej bowiem nie należy.