Ethno Port, dzień trzeci: Kreole, irlandzki Grek i bałkańsko-cygańska mieszanka z Lublina

Ten dzień Ethno Portu był bardziej polski niż międzynarodowy – ale tylko jeśli chodzi o pochodzenie artystów, nie muzykę, jaką wykonują. Tu można było usłyszeć dosłownie wszystko, tak w wersji tradycyjnej, jak i oryginalnie i całkiem współcześnie przetworzonej. Było czego posłuchać!

Zaczęło się od Kapeli Maliszów – to rodzinny zespół z Męciny Małej, założony i prowadzony przez multiinstrumentalistę Jana Malisza. W zasadzie wykonują muzykę tradycyjną ludów zamieszkujących Karpaty, Pogórze i Beskid Niski, i to na tradycyjnych instrumentach. Ale nikt z pewnością nie nazwałby ich kapelą ludową – przynajmniej w tym sensie, w jakim powszechnie się rozumie to określenie. Ich wersja jest znacznie bardziej finezyjna – to oczywiście efekt klasycznego wykształcenia muzyków, ale nie tylko. Słuchając ich ma się wrażenie, że oni po prostu dysponują większą wrażliwością, a w klasycznych ludowych pieśniach słyszą więcej i w dodatku potrafią to przekazać publiczności. Można to oczywiście nazwać także twórczą interpretacją, oryginalnym przetworzeniem ludowych motywów czy jeszcze inaczej. Ale na pewno muzyka ludowa w interpretacji Kal=peli Maliszów jest nie tylko doskonała – staje się świeża, nowoczesna i taka, której bardzo współczesny mieszczuch może słuchać dla rozrywki. Czyżby byli na najlepszej drodze do stworzenia czegoś w rodzaju polskiego współczesnego folku, którego będzie się słuchać w klubach jak nowoczesnego jazzu?

Čači Vorba, która występowała jako następna na Scenie na Trawie, to grupa specjalizująca się w żywiołowej mieszance muzyki cygańskiej, bałkańskiej oraz karpackiej, która pochodzi z Lublina. Ta żywiołowość oczywiście natychmiast porwała publiczność do tańca – na Ethno Porcie tak już jest. Chyba jednak bardziej można byłoby odczuć niuanse tej muzyki, gdyby odbywał się w bardziej kameralnej przestrzeni – mimo wielu utworów typowo tanecznych muzyka tego zespołu to także interesujący wokal a capella, w który trzeba się wsłuchać. Na Scenie na Trawie, w otwartej przestrzeni trochę tej możliwości skupienia brakowało. Ale to był bardzo dobry koncert, chociaż z pewnością nie najlepszy w historii zespołu.

Cedric Watson ze swoim zespołem Bijou Creole, który także zagrał na Scenie na Trawie, był nowością na scenie ethnoportowej – bo do tej pory muzyki kreolskiej z rejonu Luizjany na festiwalu jeszcze nie było. I, jak się okazało podczas koncertu, była to duża strata, która na szczęście podczas tej edycji festiwalu została nadrobiona. Fascynujące były już próby identyfikacji korzeni tej muzyki: można było wysłyszeć nie tylko rytmy afrykańskie od Maroka po Zanzibar, ale też frazy do złudzenia przypominające klasyczny walc wiedeński czy zaśpiew czysto polskiego oberka!

Wszystko to razem dało niezwykle spójną, interesującą mieszankę z wyrazistym rytmem, chwilami zaskakującą nietypowymi dla innych rodzajów muzyki przejściami stylistycznymi, graną z wirtuozerską precyzją. Nie tylko słuchanie, ale i obserwowanie muzyków było fascynujące: ich radość, z jaką grali, była zaraźliwa, a już frazy wykonywane na charakterystycznej dla tej muzyki tarce – operowała nią z chirurgiczną precyzją jedna z członkiń zespołu, obdarzona też wspaniałym głosem – były prawdziwą rozkoszą dla oka i ucha. No i tańczyło się do niej doskonale, co przez cały koncert udowadniali uczestnicy Ethno Portu…

Ostatnim koncertem tego dnia był koncert Rossa Daly, artysty pochodzącego z Irlandii, ale grającego muzykę… grecką. Bo Ross Daly jest osobą niezwykłą – ten muzyk od lat gra właśnie muzykę świata, chociaż gdy zaczynał to robić, to nikt jej jeszcze tak nie nazywał, podróżując po całym świecie i grając muzykę charakterystyczną dla miejsca, w którym akurat osiadł. A mieszkał w Indiach i Afganistanie, gdzie nie tylko szukał muzycznych inspiracji, ale uczył się także grać na typowych dla tych krajów instrumentach. W Poznaniu zagrał na lirze własnego pomysłu, a wraz z zespołem wykonywał muzykę grecką – bo mieszka obecnie na Krecie.

Ale jeśli ktoś oczekiwałby po tym koncercie cukierkowych wersji zorby i sirtaki obecnych w każdym kurorcie, to bardzo by się rozczarował. I to nie tylko dlatego, że nie są one typowe dla muzyki kreteńskiej – po prostu interpretacja motywów muzycznych tego artysty sięga znacznie dalej i znacznie głębiej. Słuchając jego wersji ma się wrażenie, że on tak naprawdę nie gra, ale stara się przeniknąć do sedna, poznać dogłębnie krainę, która zrodziła tę muzykę.  Efektem jest muzyka refleksyjna, nieledwie medytacyjna, z perfekcyjnie zaakcentowanymi motywami kreteńskimi, podkreślonymi jeszcze przez tradycyjne instrumenty perkusyjne. Nie sposób jej opisać – to muzyka, która przenika do głębi.

A co zobaczymy i usłyszymy w niedzielę? O 16 w Sali Wielkiej zagra Sutari, trio wokalno-instrumentalne wykonujące pieśni z Polski i LItwy, o 17, również w Sali Wielkiej, wystąpi Sefardix Trio, zespół polsko-grecki. O 18.30 na dziedzińcu Zamkowym rozpocznie się koncert MÁIRTÍN O’CONNOR BAND prosto z Irlandii, a o 20.30 na Scenie na Trawie będzie można podziwiać – i tańczyć! – Cumbie All Stars z Peru. Ostatnbi dzień Ethno Portu zakończy koncert zespołu RADIO COS z hiszpańskiej Galicji na Dziedzińcu Zamkowym.