Wagary pod wiaduktem PST, czyli ucieczka ze szkoły mrożąca krew w żyłach

Wisząc na rękach przemieszczali się na wysokości kilkunastu metrów wisząc nad otwartą przestrzenią – aż nie mieli sił iść dalej. Tak wyglądały nietypowe wagary trójki nastolatków, którzy wybrali się na wycieczkę pod trasą PST.

– Około godz. 9.00 dyżurny straży miejskiej otrzymał zgłoszenie z Nadzoru Ruchu MPK o próbie kradzieży metalowych elementów konstrukcyjnych wiaduktu PST na wysokości parku Wodziczki – opowiada Przemysław Piwecki, rzecznik prasowy straży miejskiej w Poznaniu. – Informacja pochodziła od motorniczego tramwaju, który zauważył jakieś osoby w kanale technicznym. Kanał ten wykonany jest z metalowych kratownic i jest umieszczony pod wiaduktem, pomiędzy torowiskami. Co prawda jego wysokość umożliwia obsłudze przemieszczanie się, jednak przebywanie osób postronnych jest zabronione i grozi poważnym wypadkiem.

Trójka gimnazjalistów (17 l.) dziewczyna i dwóch chłopaków w tym dniu postanowili pójść na wagary. Żądni przygód wymyślili „wycieczkę” pod trasą PST. Na wysokości ul. Niskiej weszli na torowisko tramwajowe i sforsowali zabezpieczenia do kanału technicznego. Cała trójka szła w kanale stąpając po kratownicach. Ale im dalej od wejścia – tym wiadukt jest coraz wyżej, aż w szczytowym miejscu nad parkiem Wodziczki znajduje się na wysokości ponad 20 m nad ziemią. Dodatkowo, co pewien czas, brakowało w dolnym podeście całych elementów. Nastolatkowie wkładali palce pomiędzy górne kratownice i w ten sposób wisząc na rękach przemieszczali się nad otwartą przestrzenią. Niestety, w końcu zabrakło im sił i zadziałał strach – jeden z chłopaków chwycił się kurczowo słupa i oświadczył, że nigdzie dalej nie idzie. Pozostała dwójka próbowała wydostać się do góry i wyjść pomiędzy torowiskami – niestety, skręcone śrubami elementy nie puściły. Na powrót trasą, którą tam weszli, już nie mieli siły, ale na szczęście zauważył ich motorniczy i wezwał straż miejską. Na miejsce przybyli strażnicy Bartosz Falk i Jacek Grabia z referatu Jeżyce.

– Zdaliśmy sobie sprawę z powagi sytuacji dopiero wtedy, gdy dotarliśmy do uwięzionych osób – mówili strażnicy. – Oni nie byli w stanie iść dalej, a każda próba przedostania się nad otwartą przestrzenią mogła skończyć się tragicznie.

Kanał dopiero otworzyli pracownicy pogotowia MPK. Na miejscu byli też policjanci z KP Jeżyce. Uwięzionym podali drabinę i pomogli im wydostać się na zewnątrz. Całą trójkę strażnicy sprowadzili bezpiecznie na plac przy ul. Norwida, gdzie czekała już karetka pogotowia ratunkowego. Tym razem zakończyło się na wielkim strachu, jednak jeszcze nie wiadomo, jakie będą tego konsekwencje – sprawę prowadzi policja.