Kupiec Poznański: niezwykła historia pewnego miejsca

15 lat temu był tu dość zaniedbany skwer. Wcześniej, około 300 lat temu, w tym miejscu pogrzebano ofiary zarazy, która wyludniła Poznań w latach 1708/1709, bo było to wówczas poza granicami miasta. Co to za miejsce? Aż trudno uwierzyć, ale tysiące poznaniaków przemierzają je codziennie nie mając o tym wszystkim pojęcia…

Zaistniało w historii w XV wieku i to w dość makabryczny sposób – mieścił się tu wówczas szpital dla trędowatych fundacji Gertrudy Reszlowej. Kolejna odsłonę to miejsce miało w roku 1709. Wtedy w Poznaniu wybuchła epidemia dżumy, a ponieważ nastała po długiej i ciężkiej zimie, gdy ludzie byli wyczerpani i wygłodzeni – zbierała obfite żniwo. Kto mógł i było go na to stać – uciekał z miasta, jednak większość mieszkańców nie miała ani pieniędzy, ani wiejskich majątków, w których można by bezpiecznie przeczekać chorobę, więc została w mieście. Choroba szerzyła się w zastraszający sposób – chorych wypędzano za mury miejskie, ale gdy to nie pomogło i chorych przybywało – zamknięto miasto, by zaraza nie przeniosła się dalej. To był oczywiście kompletnie nieskuteczny środek zaradczy, ale wówczas – był przecież rok 1709 – tego nie wiedziano…

Poznań liczył wówczas około 12 tysięcy mieszkańców – z powodu zarazy zmarło około 9 tysięcy. Pozostali zajmowali się więc głównie grzebaniem zmarłych w czasie zarazy, a jednym z miejsc był dół tuż zamiejskimi murami, przy drodze na Wrocław, czyli dzisiejszej ulicy Wrocławskiej. Dokładnie to, w którym stoi dziś Kupiec Poznański, bo naturalnie to o nim mowa…

Skwer, na którym później stanął budynek Kupca, powinni jeszcze pamiętać starsi poznaniacy, chociaż jako miejsce odpoczynku nie cieszył się zbytnią popularnością – no cóż, to było w czasach, gdy na Starym Rynku i w okolicach mieszkała wyłącznie biedota, lokale były może trzy, cztery, wliczając słynną piwiarnię na rogu Wrocławskiej. Tu co prawda kończyła się najpopularniejsza trasa zakupowa owych czasów, czyli ulica Półwiejska, ale po przejściu sklepów wsiadało się do tramwaju i jechało w drugie zakupowe miejsce – na Głogowską. Nie było Starego Browaru, nie było trasy tramwajowej przez Dowbora-Muśnickiego i nikomu się nawet nie śnił deptak na Wrocławskiej oraz tętniący życiem Stary Rynek pełen kawiarnianych ogródków. Ale były już plany dotyczące skweru… Miało tam powstać nowoczesne centrum handlowe, takie, jakiego jeszcze w Poznaniu nie było: z podziemnym parkingiem, szerokimi korytarzami mogącymi pomieścić wielu kupujących, wygodnymi, dużymi sklepami na trzech poziomach i łączącymi je schodami ruchomymi – wówczas był to szczyt szyku! A uzupełnieniem części handlowej miała być część biznesowa: trzy piętra biur przeznaczonych na wynajem.

To była bardzo nowatorska koncepcja jak na owe czasy, nic więc dziwnego, że budziła wiele emocji. Jak to zaprojektować? Czy taka koncepcja, wzorowana na centrach handlowych Europy zachodniej, przyjmie się w Poznaniu? Projekt powstał w pracowni projektowej Litoborski & Marciniak, w roku 2000 rozpoczęła się budowa, a w 2001 budynek o łącznej powierzchni 32.000 metrów kwadratowych był gotowy.

Przyczynił się w znaczący sposób do ożywienia tej części miasta, nadając jej – wraz z sąsiadującą kamienicą Brody – modny wówczas, wielkomiejski sznyt. Trasa zakupowa poznaniaków się wydłużyła, a gdy dwa lata później wybudowano Stary Browar – między tymi dwoma obiektami powstała najpopularniejsza poznańska trasa spacerowo-zakupowa. Minęło 15 lat – i nadal tak jest, tyle że dzięki deptakowi na ulicy Wrocławskiej trasa wydłużyła się aż do rynku. Ale i dzisiejszy rynek wygląda zupełnie inaczej niż 15 lat temu…