Na stadionie Szyca staną szesnastopiętrowe wieżowce?

Tego zdania jest Samorządowe Kolegium Odwoławcze, które 4 listopada przesłało pismo do Urzędu Miasta Poznania w tej sprawie. SKO ustaliło wręcz warunki zabudowy na spory kompleks budynków w tym miejscu, składający się z szesnastopiętrowych wieżowców. – Ta decyzja jest skandaliczna – mówi prezydent Ryszard Grobelny.

Przypomnijmy: teren stadionu i działki wokół niego zostały kilkanaście lat temu przekazane przez Wartę Poznań w dzierżawę wieczystą deweloperowi, który chciał tam wybudować osiedle mieszkaniowe. Teren objęty wnioskiem w ok. 97% należy do miasta, w tym ok. 56% do miasta Poznań w użytkowaniu wieczystym podmiotu prywatnego, w 41% do miasta Poznań, w tym objęte wnioskiem drogi publiczne: ul. Chwiałkowskiego i ul. Olimpijska. Około 3% terenu należy do podmiotów prywatnych. Jednak przeciwko temu zaprotestowali radni, uchwalając studium, w którym cały ten teren przeznaczyli na sport i rekreację. Taki zapis zresztą ma też umowa dzierżawna, a więc decyzja SKO jest też niezgodna z zapisem tej umowy.

Deweloper nie zamierzał jednak ustąpić: gdy nie udało mu się przekonać władz Poznania do wydania warunków zabudowy – a kilkakrotnie mu odmawiano – wystąpił ze skargą do Samorządowego kolegium odwoławczego. Pierwszy wyrok SKO był korzystny dla miasta, jednak deweloper ponownie się odwołał i Wojewódzki Sąd Administracyjny ponownie skierował sprawę do rozpatrzenia przez SKO. Decyzja wpłynęła wczoraj do urzędu, wprawiając w niemałe oburzenie wszystkich zainteresowanych.

Jak czytamy w opisie warunków zabudowy, inwestycja obejmuje realizację zespołu składającego się z siedemnastu budynków mieszkalnych z towarzyszącymi usługami. Sytuowane są w układzie blokowym wzdłuż frontowych granic od strony ulic oraz w głębi terenu. Maksymalna wysokość budynków wynosi 44,7 m. Powierzchnia całego terenu wnioskowanego wynosi ok.11 ha. Wszystkie budynki przykryte będą dachami płaskimi i znajdzie się w nich 1500 mieszkań. Wjazd na teren inwestycji ma się odbywać z ul. Dolna Wilda.

– Przygotowano analizę urbanistyczną dla terenu na kilkaset mieszkań, która liczy zaledwie trzy kartki – wylicza prezydent Grobelny. – W dodatku w tej analizie jej autorka, Agnieszka Kubiak-Pakulska, nawiązuje do wieżowca Uniwersytetu Ekonomicznego i Novotelu. Przecież te budynki znajdują się po drugiej stronie I ramy i w dodatku w innej dzielnicy. To z punktu widzenia planowania bzdura…

Prezydent Grobelny zwraca uwagę na kolejny wpis w dokumencie, co stawia rzetelność całego opracowania pod jeszcze większym znakiem zapytania.
– Tu jest adnotacja, że formularz wniosku pozwolenia na budowę można złożyć w starostwie powiatowym w Poznaniu – mówi. – A przecież Poznań jest miastem na prawach powiatu…

Autorka analizy nie wzięła pod uwagę kolejnego oczywistego faktu. Zwróciła na niego uwagę Joanna Bielawska-Pałczyńska, Miejska Konserwator Zabytków.
– Wilda jako dzielnica jest objęta pełną ochroną konserwatorską – wyjaśnia. – Wszelkie prace tam wymagają uzgodnienia z Miejskim Konserwatorem Zabytków. My takiej zgody nie wydaliśmy.

Wiceprezydent Jerzy Stępień zwrócił uwagę na kolejny żenujący błąd w dokumentach.
– Ponieważ ten teren zajmuje obszar większy niż 2 hektary, niezbędna jest analiza środowiskowa, której tutaj nie ma – mówi. – Te dwa błędy dyskwalifikują ten dokument według nas, a pewnie się doszukamy ich więcej.

Niestety, dowcip polega na tym, że miasto nie jest stroną w tej sprawie. Nie może nią być jako organ wydający pozwolenie na budowę, ale w związku z tym nie może też wystąpić do sądu, by uchylić decyzję SKO.
– Mogą to zrobić innej jednostki wymienione w dokumencie – mówi prezydent Grobelny. – wszystkim zapewniamy pełne poparcie i pomoc.
Wśród innych jednostek są między innymi SARP i stowarzyszenie My-Poznaniacy.

Dysponując warunkami zabudowy wydanymi przez SKO inwestor – Van den Hayden – może teoretycznie rozpocząć inwestycję i wystąpić o pozwolenie na budowę do Wydziału Urbanistyki i Architektury Urzędu Miasta Poznania. Nie dostanie go ze względu na błędy w dokumentacji i fakt, że na Wildzie nie można zbudować szesnastopiętrowych wieżowców. Jednak cała sprawa jest dowodem na to, że inwestor nie zamierza zrezygnować i będzie się chwytał wszelkich możliwych sposobów, by ten teren zabudować. Jak się okazuje, dla kolegium z samorządem w nazwie opinia nie tylko władz miasta, ale też i mieszkańców wyrażona w referendum nic nie znaczy. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że sprawa trafi do sądu, a ten zakończy ją definitywnie – o ile to możliwe. Bo przykład z decyzją SKO pokazuje po raz kolejny, jak bezsensowne jest w wielu przypadkach nasze prawo.