Anna B. Kann: pisanie to fajna przygoda

Jest tu flamenco, Barcelona, Poznań, no i oczywiście jest romans. – Mogłam bez, ale relacje międzyludzkie też mnie bardzo interesują – śmieje się Anna B. Kann, dziennikarka i autorka właśnie wydanej powieści “Do zobaczenia w Barcelonie”.

W roli powieściopisarki Anna jest debiutantką – ale w roli piszącej już nie, bo przez lata pracowała jako dziennikarka: najpierw w gazecie, później w radiu, a wreszcie w telewizji poznańskiej, w redakcji kulturalnej. I w zasadzie, jak przyznaje, to właśnie tam zaczęła się jej książka. Od filmu.
– Dwukrotnie robiłam film o flamenco – opowiada pisarka, a prywatnie także tancerka flamenco. – W moim życiu flamenco jest bardzo ważne, Barcelona zresztą też, jeżdżę tam bardzo często. No i chciałam napisać o flamenco, żeby ludzie wiedzieli, że to nie jest tylko machanie spódnicą, że to cała historia, filozofia, opowieść… Tak sobie mylę, że to jest książka przede wszystkim o Barcelonie i flamenco. Nikt jeszcze tego po polsku nie zrobił, to znaczy są takie książki, ale to są tłumaczenia. Z polskiego punktu widzenia nic nie powstało.

“Do zobaczenia w Barcelonie” to opowieść o czterech osobach, cztery historie pokazane przez pryzmat flamenco i Barcelony, chociaż akcja zaczyna się w Poznaniu. Sporo zawartych informacji autorka oparła na własnych doświadczeniach, chociaż, jak podkreśla, to nie jest książka autobiograficzna i nie żadna opowieść z kluczem.
– Miejsca są prawdziwe, flamenco i Barcelona też – śmieje się. – I oczywiście, skoro ja ją napisałam, to są w niej zawarte moje myśli. Ale moi bohaterowie w którymś momencie stali się autonomiczni, działający z własną logiką, a nie pod moje dyktando…

Jest więc taniec, miłość i stolica Katalonii – ale Anna B. Kann pokazuje nam jednak Barcelonę nieco inną od tej, którą znają i poznają turyści. Jest jej w książce tak dużo, że “Do zobaczenia w Barcelonie” może z powodzeniem służyć jako uzupełnienie przewodnika po mieście i po jego kuchni. Bo oczywiście jest tu też i katalońska kuchnia, i wszystkie ważne i warte odwiedzenia miejsca w Barcelonie.

No i jest też romans. Musiał być, bo wszyscy je lubią, chociaż nie wszyscy się do tego przyznają…
– Jeśli ktoś mówi, że nie lubi opowieści o miłości, to kłamie – bezapelacyjnie mówi pisarka. – Przecież miłość nie zawsze oznacza miłość do drugiej osoby, to także może być miłość do miasta, do ludzi jako takich, do psa i tak dalej, i tak dalej. I fabuła toczy się głównie wokół romansu. Mogłam bez, ale relacje międzyludzkie też mnie bardzo interesują…

Książka powstawała trzy miesiące – a poprawiana była przez… dwa lata. Bo pisanie wcale nie jest takie łatwe, jak się powszechnie sądzi.
– Chodziło o to, żeby niczego nie pomieszać, żeby nikt, kto przeczyta tę książkę, nie przyłapał mnie na błędach – wyjaśnia pisarka. – Dlatego przygotowanie jest ważne, to nie jest tak, że się siada i pisze. Jechałam zobaczyć, czy mi się miejsca nie pomyliły, czy przystanek jest tam gdzie pamiętam, czy dom ma taki właśnie kolor i czy jest tam ten sam zapach…

“Do zobaczenia w Barcelonie” już jest w księgarniach i to jest właśnie ten najbardziej denerwujący moment dla każdego debiutanta. Nawet takiego, który, jak Anna B. Kann, zawsze chciał napisać książkę.
– To kwestia dojrzałości – wyjaśnia. – Ja przecież zaczynałam jako dziennikarka prasowa, więc słowo jest dla mnie bardzo ważne. Książka to coś trwałego. Ale bałam się, bo przecież ja skończyłam polonistykę, i zastanawiałam się, czy to ma sens, no bo czym ta moja książka będzie się różniła od wszystkich innych, które już są…? Ale pomyślałam, że może potrafię z tymi samymi emocjami, z którymi robię filmy, znaleźć też słowa. No i chciałam się też sprawdzić – to są moje słowa, wystawiłam się na strzał, tego nie można zrzucić na nikogo…

Chętni do zapoznania się z klimatami Barcelony, no i samą książką, mogą także wybrać się w niedzielę 3 sierpnia o godzinie 18 do kina Muza – odbędzie się tam projekcja filmu “Vicky Cristina Barcelona” i spotkanie z pisarką.